sobota, 14 lutego 2015

ROZDZIAŁ 2

Podróż mijała spokojnie i w ciszy. Tylko czasami dało się słyszeć nasze oddechy, które nie bardzo ze sobą współgrały. Gdy ja kończyłam wypuszczać powietrze mój towarzysz dopiero je pobierał, więc wymienialiśmy się w pewnym sensie oddechami.
Kierowca siedział cicho, nawet nie grało radio i mogłam przysiąc, że ten koleś obok mnie nie lubi słuchać muzyki podczas jazdy samochodem. Jestem również ciekawa, czy on ma prawo jazdy.
Londyn o tej porze był no… mroczny. Lekko ośnieżone chodniki, które odznaczały się po obu stronach jezdni, światła samochodów przed nami, wielki budynek Graham Corporation po mojej lewej stronie i cóż, to był jeden z najbardziej oświetlonych budynków w mieście. Liczył sobie około czterdziestu pięter, podobno na samej górze było biuro szefa, jednak nikt nie miał tam wstępu. Nawet sekretarki musiały siedzieć na piętrze niżej, prezes cenił sobie prywatność.
Mojego towarzysza jednak mało obchodził malowniczy Londyn, nawet nie zwrócił uwagi na Big Bena czy Tamizę kiedy przez nią przejeżdżaliśmy, ale dla mnie to był niesamowity widok. Odkąd tutaj mieszkam nie wychodzę po zmroku z domu, Miranda za bardzo mnie nastraszyła.
- Studiuje pani, tak? – mężczyzna nagle się odezwał i wow, on umie mówić.
Skinęłam delikatnie głową, układając dłonie na moich udach i zerknęłam na niego kątem oka. Szczęka lekko zaciśnięta, usta nieznacznie rozchylone, wzrok wbity w szybę przed sobą, dłonie sztywno splecione na kolanach, co to za człowiek?
- Tak, prawo. – uśmiechnęłam się delikatnie, lecz mój uśmiech szybko opuścił usta, gdy kątem oka popatrzył na mnie.
Te brązowe ślepie sprawiło, że krew zatrzymała się w moich żyłach a potem z podwojoną prędkością zaczęła płynąć i to w przeciwną stronę.
- Chce pani być adwokatem? – nagle rozplątał swoje skostniałe palce i zaczął strzelać knykciami, zerkając na mnie z lekko uniesioną brwią.
- Nie, szczerze to chciałabym być sędzią, albo notariuszem, radcą prawnym. – wypuściłam drżący oddech i uniosłam delikatnie kącik ust.
- Nic pani nie zrobię, spokojnie. – mruknął z zamyśleniem mężczyzna, znów splatając swoje dłonie.
Pokręciłam lekko głową, po chwili delikatnie nią kiwając, na mój towarzysz uniósł brew i popatrzył za okno, marszcząc czoło.
Po mojej prawej stronie zarysowała się sylwetka jednego z najlepszych hoteli w Anglii. Hotel Azad jest stosunkowo krótko na rynku, może jakieś pięć lat, ale zdążył już dostać pięć gwiazdek a restauracja, która się w nim znajduje ma ich chyba cztery, teraz walczy o piątą.
Zmarszczyłam lekko brwi, gdy samochód zaczął zwalniać, potem skręcił obok małego klombu z kwiatami, które jeszcze się trzymały i zaczął jechać pod górkę w kierunku hotelu.
Zatrzymał się w małej wnęce tuż przy wejściu do hotelu. Od razu podszedł do nas parkingowy i zastukał w szybę.
- Nic się nie nauczył. – burknął mężczyzna obok mnie, na co moje włosy na karku stanęły na baczność. – Nie ruszaj się, niech pozna swój błąd.
Potulnie skinęłam głową i nie ruszyłam się ani na milimetr starając się z kamienną twarzą patrzeć w fotel przed sobą.
Chłopak po chwili otworzył dla mnie drzwi i wystawił dłoń w moją stronę, jednak syk dochodzący z drugiej strony sprawił, że młodzieniec cofnął rękę.
Cholera, on może być w moim wieku, czemu to jest takie trudne.
Drzwi z drugiej strony się otworzyły, mężczyzna który mi towarzyszył obszedł samochód z niebywałą gracją, jakby nic innego w życiu nie robił tylko obchodził samochodu, położył dłoń na ramieniu parkingowego i odepchnął go lekko, wyciągając wolną dłoń do mnie.
Zaciekawił mnie mały tatuaż na jego dłoni i przechyliłam głowę, wpatrując się w ptaszka. Dopiero gdy usłyszałam głośne westchnięcie postanowiłam złapać dłoń mężczyzny i wysiąść z samochodu.
Zachwiałam się jak ostatnia kaleka na szpilkach i runęłam do przodu, w ostatniej chwili zaciskając palce na marynarce mężczyzny. Uderzył mnie mocny zapach jego wody kolońskiej, perfum i żelu pod prysznic, który podrażnił moje nozdrza.
- Pierwszy raz? – uniósł lekko brew, a ja oblałam się rumieńcem i nieporadnie wyprostowałam, poprawiając sukienkę.
- Tak, preferuję buty na małym obcasie albo trampki. – westchnęłam cicho i posłałam mężczyźnie bezradny uśmiech, jednak on nic nie odpowiedział.
Złapał moją dłoń w swoją i znów włosy stanęły mi dęba, kiedy iskry przeskoczyły między naszymi palcami. Zdawało się, że on tego nie zauważył. Ruszył do środka, ciągnąc mnie za sobą, jednak nie za szybko i nie mocno, bo wiedział, że nie umiem chodzić. Jednak w tym wszystkim była pewna aluzja. Szedł przodem, żeby mi pokazać, że to on jest panem, on rządzi, a ja tylko mu się podporządkowuję i tak również było.
Drzwi do hotelu otworzył nam chłopak, który miał rozburzone, czarne włosy, miłe szare oczy i plakietkę z imieniem Colton przypiętą do jego piersi. Posłał mi delikatny uśmiech, pozdrowił mojego towarzysza i życzył miłego wieczoru w hotelu.
Wnętrze było fascynujące. Ściany od podłogi do połowy były w kolorze krwistej czerwieni, a od środka do sufitu były koloru kawy z mlekiem. Na czerwonym kolorze odznaczały się czarne wzorki, jakby arabeska, jednak nie byłam pewna, więc pozostańmy przy określeniu wzorki.
Podłoga była jakby z marmuru, tak samo jak kontuar przy którym stał mężczyzna w okularach, około pięćdziesiątki. Uśmiechnął się do nas i zachęcił ruchem dłoni, więc mężczyzna pociągnął mnie w jego stronę.
- Witam, panie Malik. – zaczął starszy mężczyzna, uśmiechając się lekko z błyskiem w piwnych oczach. – Sala już czeka, tak jak pan chciał. – poinformował, zerkając na kartkę papieru. – Musi pan iść do windy i pojechać na drugie piętro, tam czeka na pana Vanessa, która dalej pana poprowadzi. – mężczyzna zerknął na mnie i ukłonił się lekko. – Życzę miłego wieczoru w restauracji Rooftop, najlepszej restauracji w Londynie. – dokończył uprzejmie i wskazał dłonią na windę.
Ruszyliśmy znów w ciszy do windy, nawet teraz nie zwracałam uwagi na wystrój tego wnętrza, jednak moją uwagę przykuł mały znaczek na ścianie, który informował, że sala restauracji znajduje się na lewo od nas. Czemu więc jedziemy na drugie piętro?
Drzwi windy otworzyły się, wysiadło z niej kilka osób, które kiwały głowami do mojego towarzysza, jednak on im nie odpowiedział, tylko gdy odeszli wskazał dłonią abym weszła do środka, co też zrobiłam.
Oparłam się o ścianę windy na wprost drzwi i wpatrywałam się w cyferki na panelu nad drzwiami, gdy mężczyzna zajął miejsce obok mnie po tym jak winda ruszyła.
Podróż trwała może jakieś piętnaście sekund? Winda była tak szybka, że nie złapałam się dobrze poręczy a już musiałam ją puścić i wyjść z metalowej puszki.
Mężczyzna znów złapał moją dłoń w swoją, tym razem starałam się ignorować denerwujące iskierki i ruszyłam za nim w kierunku wyjścia. Korytarz był długi, jednak na końcu widziałam wielkie, brązowe drzwi przy których stała brunetka w koku, białej sukience i z nieskazitelnym uśmiechem na ustach.
- Witam, panie Malik. – zaczęła tak samo jak mężczyzna na dole, tak samo jak on ignorując mnie. Tylko ona bardziej działała mi na nerwy, starszy pan przynajmniej nie wgapiał się w mojego towarzysza jak w obrazek. – Jestem Vanessa, zapewne Patrick oznajmił panu, że mam za zadanie pokazać panu salę. Tak jak pan chciał jest przygotowana dla dwóch osób, wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Elyar będzie dzisiaj pana obsługiwać, mam nadzieję, że dobrze się spisze. – oznajmiła dziewczyna, rumieniąc się wściekle, ale mężczyzna obok mnie nawet na nią nie popatrzył. – Witamy w Rooftop, panie Malik. – mruknęła zrezygnowana, otwierając przed nami wielkie drzwi.
Rozchyliłam delikatnie usta widząc na środku wielkiej sali tylko jeden stolik z świeczką na środku, za stolikiem rozciągała się przeszklona ściana z widokiem na Londyn i o cholera, tam było widać London Eye!
Miałam ochotę pociągnąć mężczyznę za sobą, ale to chyba byłby nietakt i kompletny brak szacunku dla niego, więc stałam cicho, czekając na jakieś wskazówki.
- Dziękuję, Vanesso. Wszystko jest idealnie. – odparł po chwili, obdarzając brunetkę spojrzeniem i czemu ty przygryzasz wargę? Zmarszczyłam brwi, patrząc na tą dziewczynę i moje serce zacisnęło się boleśnie, gdy zdałam sobie sprawę, że nie dorastam jej do pięt. – Czy możesz odnieść płaszcz panny Smith? – zamrugałam kilkakrotnie, gdy smukłe palce mężczyzny zaczęły powoli odpinać guziki mojego płaszcza, kiedy wsunął dłonie na moje ramiona powoli go zdejmując i podał go dziewczynie, która tylko kiwała głową.
- Oczywiście, będzie w pomieszczeniu obok. – wskazała głową na małe drzwiczki obok i ruszyła w tamtą stronę.
Mężczyzna złapał znów moją dłoń i ruszył spokojnie w stronę stolika, zamykając za nami ciężką płytę z drewna. Im byłam bliżej tego stoliczka bym bardziej chciało mi się wymiotować ze stresu.
Odsunął mi stołek i musiałam usiąść, niestety przed oknem, tak że nie mogłam podziwiać tej pięknej panoramy. On zaś usiadł na miejscu przede mną i podparł łokcie o stolik, wpatrując się tym razem we mnie.
Przez całą podróż chciałam, żeby na mnie popatrzył, a gdy to robi mam dość i zapewne jestem jakimś burakiem, bo to spojrzenie, tych brązowych oczu, ono przeszywa na wskroś, nie możesz uciec, nie możesz oddychać, jesteś pod jego mocą, jego władaniem.
- Nino, opowiedz mi coś o sobie. – powiedział spokojnie mężczyzna, splatając palce na wysokości swoich ust.
Poprawiłam się na krześle, czując dość niekomfortowo i westchnęłam, bawiąc się dołem mojej sukienki.
- Mam dziewiętnaście lat, studiuję prawo co już pan wie, pochodzę z Manchesteru i mam starszego brata, moi rodzice są po rozwodzie, mieszkałam z matką, teraz mieszkam z kuzynką z którą pan pisał i to chyba całe moje życie. – wzruszyłam lekko ramionami, podnosząc wzrok na błyszczące oczy.
- Ile mieszka pani w Londynie? – przechylił głowę w bok jak mały szczeniaczek i uniósł delikatnie jedną brew, tą ze szramą.
- Od września, odkąd przyjęto mnie na uniwersytet. – uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Oxford? Czy może inne z tych gorszych uczelni?
- Jedna z tych gorszych, nie pamiętam jednak jej nazwy. – skrzywiłam się delikatnie, a mężczyzna skinął głową.
- Ma pani brata, opowie mi pani coś o nim? – przejechał palcem wskazującym po swojej dolnej wardze, na co ja przygryzłam swoją.
- Ma dwadzieścia dwa lata, nie uczy się, pracuje jako barman w jednym z klubów i mam tam darmowe drinki. – zaśmiałam się cicho, poprawiając zakręcone pasemka.
Mężczyzna jedynie skinął głową i przeniósł wzrok na roztrzepanego blondyna z zielonymi oczami, który stanął obok nas. Podał nam nieporadnie karty i wyjął z fartuszka notesik oraz długopis, który nie mógł włączyć.
- Co państwo zamawiają? – popatrzył najpierw na bruneta a potem na mnie i posłał mi lekki uśmiech, przez który moje policzki stały się czerwone.
Malik odchrząknął, zwracając uwagę chłopaka na siebie i zmarszczył brwi, z trzaskiem zamykając kartę.
- Łosoś. Z jakimś dobrym sosem i sałatką. Ma być dobry, macie te cztery gwiazdki. – zacisnął zęby gdy skończył mówić, a blondyn szybko wszystko zapisał, po czym przeniósł wzrok na mnie.
Westchnęłam cicho, wpatrując się w kartę, ale każde danie dla mnie to czarna magia, nie rozumiałam żadnego napisu, nie wiedziałam czy jest to dobre czy może okropne, z czego to jest, czy to wegetariańskie, wegańskie czy dla mięsożerców.
- Spaghetti. – wypaliłam po chwili, zagryzając ze zdenerwowania wargę. - Najlepsze jakie macie. – dopowiedziałam, uśmiechając się nerwowo.
Chłopak uśmiechnął się lekko, zapisał wszystko i skinął głową, po czym udał się do małych drzwi po lewej stronie.
- Spaghetti? – Malik uniósł brew a ja popatrzyłam na niego z zapewne twarzą czerwoną jak burak. – Przychodzi pani do czterogwiazdkowej restauracji i zamawia pani makaron?
Spuściłam głowę, nerwowo bawiąc się rozedrganymi palcami, skubiąc zębami wnętrze dolnej wargi, językiem obijając o zęby i kurwa, jestem taka dziwna.
On ma racje, nie nadaję się tutaj, to dla mnie za wiele, on weźmie jakąś rybę i jest wszystko dobrze, a ja nie wiem nawet jak przeczytać jakieś danie w karcie.
Bałam się go, tak samo jak parkingowy, jak kelner, chciałam mieć do niego szacunek jak Colton, Patrick i Vanessa, ale to nie był mój styl.
Wtedy to we mnie uderzyło, jak grom z jasnego nieba.
Popatrzyłam na mężczyznę, który z luźno ułożonymi na stoliku dłońmi siedział i patrzył na okno za mną.
- To pana hotel. – szepnęłam, zwracając na niego swoją uwagę. – Dlatego pracownicy się pana boją, a inni odnoszą z za wielkim szacunkiem. – pokręciłam lekko głową, przecierając oczy palcami. – To niedorzeczne, jak to możliwe?
- Nino, to normalne. Ten hotel to moje dziecko. – wzruszył delikatnie ramionami, nawet się nie uśmiechając, ciągle ta kamienna twarz, ta powaga, która powoli mnie zabija. – Mam nadzieję, że ta wiadomość nie zmieni twojego punktu widzenia, jednak ciągle dziwne jest to, że w czterogwiazdkowej restauracji nie dają niczego lepszego od marnego makaronu z sosem. – uniósł lekko brew, tym razem wpatrując się prosto w moją twarz.
- Mogłabym powiedzieć, że jest pan bezczelny, ale nie ma w tym niczego bezczelnego, jednak to byłoby dobre posunięcie. – mruknęłam, zaciskając usta. – Nie jestem nauczona chodzić do restauracji z gwiazdami, jestem dziewczyną, która pół swojego życia spędzała w McDonaldzie.
- I zapewne jadła pani Happy Meal, tak? – prychnął cicho mężczyzna.
- Jednak jest pan bezczelny. – odparowałam, unosząc wysoko brwi. – Tak, do dziesiątego roku życia. Jednak nigdy nie było mnie stać nawet na kawę w trzygwiazdkowej restauracji.
- Ma pani sukienkę Gucci, kogo chce pani okłamać? – mężczyzna pokręcił głową, lustrując mnie uważnie, aż kącik jego ust powędrował leniwie do góry. – Bez stanika, panno Smith.
Otworzyłam szeroko oczy i oblałam się rumieńcem, czerwonym jak ściany w lobby. Skąd on do cholery to wie!?
Odruchowo zasłoniłam się dłońmi, co wywołało zduszony śmiech po drugiej stronie stołu.
- Teraz ma pani prawo powiedzieć, że nie stać pani na kupno stanika. – mruknął, nalewając wina do kieliszka.
Miałam ochotę wylać tą czerwoną ciecz na jego idealny garnitur, ale zapewne będę musiała go prać, a nie mam na to czasu czy nawet ochoty.
- Wytłumaczy mi pan łaskawie, dlaczego pan mną gardzi? – syknęłam, kiedy odstawiał butelkę na bok.
Malik zacmokał i pokręcił głową, upijając łyk wina.
- To widać. – wzruszył nonszalancko ramionami, wskazując brodą na mnie. – Miseczki stanika nie odznaczają się na powierzchni sukienki, to raz. Dwa – nawet skrawek ramiączka nie wystaje spod ramienia sukienki oraz nie widać śladu ramiączka przewieszonego na szyi. Trzy, wyrażę się dość nieprzyzwoicie, ale. – odchrząknął i oblizał językiem dolną wargę, na co szybko się poprawiłam. – Właśnie. Pani sutki. Reagują aż nadto.
Jęknęłam w myślach, zsuwając się lekko pod stół, co znów spowodowało zduszony śmiech mojego towarzysza.
- Z czego pan się tak śmieje? – burknęłam urażona, starając się zamaskować moje czerwone policzki.
- Zawsze przychodzi pani bez bielizny na kolacje? – przechylił lekko głowę w bok i zamilkł, gdy podawano nam jedzenie.
Kiedy kelner ukłonił się i zniknął znów, ja zacisnęłam palce na widelcu, skupiając całą swoją uwagę na zawijaniu makaronu.
- Nie, ale ta sukienka jest za ciasna. – odparowałam, wkładając jedzenie do ust.
Malik powoli kroił swoją rybę, maczał ją w dziwnym sosie i wkładał do ust.
- Mogła pani założyć inną. – mruknął, po przełknięciu kilku kęsów swojego jedzenia.
- Miranda się uparła. – mruknęłam z rezygnacją, modląc się aby przestał drążyć ten temat.
- Miranda chodzi bez stanika? – zaśmiał się cicho, upijając łyk wina, kiedy ja beznamiętnie bawiłam się klopsikiem.
- Czasami, ale zazwyczaj ma go na sobie. -  wywróciłam oczami, a Malik mruknął nieznacznie.
- Czy pani wywraca oczami? Na mnie?
- Jak widać. – westchnęłam pod nosem, wpakowując do ust kolejną porcję makaronu.
- Jest pani bezczelna. – skwitował, oblizując usta.
- I kto to mówi?! – odłożyłam widelec na talerz, marszcząc brwi.
- Ja. – wzruszył jedynie ramionami, a ja oparłam się plecami o stołek, kręcąc głową.
Ten mężczyzna serio działa mi na nerwy, a wydawał się być ułożony, miły, ciekawy, a w rzeczywistości tylko denerwuje ludzi, dokucza ich i ocenia po okładkach.
Odebrało mi apetyt, więc siedziałam i wpatrywałam się w talerz przed sobą, wzdychając co chwila. Usłyszałam dźwięk odkładanych sztućców i było to jednoznaczne z tym, że Malik zakończył jedzenie.
Otarł kąciki ust serwetką, złożył ją i umieścił w niedojedzonych kawałkach swojego dania.
- Smakowało pani spaghetti? – zagadnął, na co zacisnęłam wargi, podnosząc na niego wzrok, ale kiedy napotkałam wyciągniętą do siebie dłoń, uniosłam brew. – Przepraszam, ma pani rację, jestem bezczelny.
Zamrugałam kilkakrotnie, kiwając delikatnie głową na znak, że rozumiem, chociaż nie, nie rozumiałam. Nie zrobił wcale nic takiego, to po prostu mnie przerosło.
Uścisnęłam delikatnie jego dłoń i uśmiechnęłam delikatnie, ale on nie odwzajemnił tego uśmiechu, wciąż patrzył na mnie z miną pokerzysty.
- Nic się nie stało, jestem przewrażliwiona. – wytłumaczyłam, zabierając dłoń.
- Może chce pani iść na spacer? W ramach rekompensaty? – uśmiechnął się teraz, a ja wzruszyłam ramionami i pokiwałam głową.
- Świeże powietrze dobrze nam zrobi. – odparłam, powoli wstając z krzesła.
- Mroźne powietrze, w rzeczy samej. – mruknął tajemniczo, a ja znów oblałam się rumieńcem.

Chodziło mu o moje sutki.

3 komentarze:

  1. hahaha to jest super >>>>>>
    naprawdę bardzo dobrze piszesz
    ale może trochę więcej dialogu x
    pozdrawiam i całusy /@himylarry_

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze to wszystko zapowiada się naprawdę świetnie :) Będę czytać to ff z wielką przyjemnością. Bałabym bardzo wdzięczna gdybyś mogła informować mnie o rozdziałach @doma17_PL :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny ten rozdział! Co prawda na razie Malik mnie wkurza, ale zobaczymy co będzie dalej....
    Bardzo podoba mi się Twój styl pisania! Życzę weny i czekam na next! /@_kalajn_

    OdpowiedzUsuń