poniedziałek, 6 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ 5

Przełknęłam cicho ślinę, przyglądając się jak Zayn z gracją porusza się po swoim królestwie. Nawet na mnie nie zerkał, co muszę przyznać, troszkę mnie zabolało, ale nic na to nie poradzę, on nie jest dla mnie.
- Proszę usiąść. – wskazał na krzesło obok jego biurka, a potem zerknął na mnie i uniósł na krótko kącik ust.
Skinęłam niepewnie głową i usiadłam na wskazanym miejscu, od razu zakładając nogę na nogę. Nie mogłam oderwać od niego wzroku i to było najdziwniejsze w tym wszystkim.
- Chce pani coś do picia? – uniósł lekko brew, zerkając na mnie przez ramię.
Och, teraz jestem panią?
Pokręciłam delikatnie głową, siląc się na grzeczny uśmiech.
- Nie, nie jestem spragniona. – odparłam ze spokojem, na co on skinął głową.
Poprawił guzik marynarki i usiadł wygodnie na krześle obrotowym, które stało przy jego biurku.
- Dlaczego pani tutaj jest? – znów uniósł brew, tą ze szramą i przechylił lekko głowę w bok.
Przełknęłam ciężko ślinę, poprawiając się na krześle, gdyż czułam się mało komfortowo pod czujnym okiem tego mężczyzny.
- Moja współlokatorka miała przeprowadzać z tobą…
- Panem. – przerwał mi ostro, zaciskając szczękę. – Jestem w biurze, w pracy, nie jestem twoim znajomym, Smith.
Znów przełknęłam ślinę, która z trudem spłynęła do mojego gardła, ręce stały się strasznie mokre, czyżbym się pociła? Nigdy się nie pocę.
Pokiwałam głową na znak zrozumienia, wyprostowałam się, ale gdy podniosłam wzrok na parę kakaowych oczu, moje serce odmówiło posłuszeństwa i zaczęło bić jeszcze szybciej niż zwykle, a przy nim bije w zadziwiającym tempie, nawet jak na nie.
- Moja współlokatorka… - przerwałam, aby wziąć głęboki oddech. – Miała przeprowadzić z panem wywiad, jednak coś jej wypadło i jestem w zastępstwie.
Zayn, albo może znów Pan Garniturek uniósł brew, jakby nie wierzył w autentyczność moich słów, jednakże po chwili skinął głową i splótł ręce, kładąc je na biurku.
- Jaki to wywiad?
Jęknęłam w duchu, nic nie wiem, kompletnie nic, mam mu to wytłumaczyć tak normalnie, czy lepiej nie, bo naskoczy na mnie, dlaczego używam prostackiego języka w wieżowcu, w którym powinno chodzić się w ochronce na butach, żeby płytek nie ubrudzić.
- Mam zadać panu kilka pytań, które mam na liście. – popatrzyłam na niego, on jedynie od czasu do czasu mrugał i nie mogłam oderwać oczu od jego długich, za długich rzęs. – Są to pytania dość prywatne, więc nie musi pan na nie odpowiadać, pozwoli pan, że będę zapisać odpowiedzi na kartce, o ile panu to nie przeszkadza.
- Zazwyczaj dziennikarze mają ze sobą dyktafony, łatwiej i praktyczniej jest zapisywać rozmowę w formie dźwiękowej niż ręcznie, jednak to pani wybór, nie mogę kierować pani wyborami.
Kącik jego ust uniósł się na chwilę, odsunął się od biurka na krześle, otworzył jedną z szafek w biurku i wyjął z niej klik małych karteczek, położył je na biurku i przesunął w moją stronę, a gdy je chwyciłam złapał moją dłoń i przytrzymał przez chwilę w swojej.
- Chciałbym być przy tobie poważny, nawet nie wiesz jak bardzo. – powiedział cicho, patrząc na moje palce. – Nawet nie wiesz jak dziwnie jest mi przeprowadzać wywiad z tobą, myślałem, że Miranda serio da sobie radę, przyjdzie i nie będzie w tym żadnego problemu.
Westchnęłam cicho i zabrałam niechętnie dłoń, wyrwałam jedną z karteczek, wyjęłam kartkę z pytaniami i odchrząknęłam, czekając aby Zayn usadowił się wygodnie.
- Mogę zaczynać? – uniosłam lekko brew, na co on zmarszczył swoje.
- Nie studiujesz dziennikarstwa, zadajesz nieprofesjonalne pytania. – stwierdził, pocierając kciukiem knykcie swojej lewej dłoni.
- Nie, studiuję prawo, ale nie o tym mamy mówić. – uniosłam lekko brew, a on się jedynie uśmiechnął.
- Tak, możesz zacząć.
Wzięłam krótki oddech i zerknęłam na kartkę z pytaniami.
- Z iloma kobietami pan spał? – popatrzyłam na niego i przygryzłam mocno wargę, gdy zdałam sobie sprawę, że to przeczytałam.
W tej chwili chciałam się zapaść pod ziemię, nie wychodzić ze skorupy, lub po prostu umrzeć.
Zayn zmarszczył na chwilę brwi, zacisnął usta i szczękę, zamknął oczy i wypuścił oddech przez nos.
- Chodzi o jedną noc czy na dłuższą metę? – uniósł lekko brew i popatrzył na mnie ostrym wzrokiem kawowych tęczówek.
- N..a dłuższą metę. – wydukałam i pokiwałam lekko głową.
Westchnął przeciągle, pocierając palcami wskazującymi swoje brwi, potem jedną dłonią przetarł twarz i podrapał się po brodzie.
- Na dłuższą metę… miałem… - zamyślił się na chwilę, przymykając na moment oczy. – Miałem z dwadzieścia kochanek, ani jednej dziewczyny.
Przepraszam, czy mogę zwymiotować?
Zaschło mi w gardle, starałam się na niego nie patrzeć, ale nie mogłam odwrócić od niego wzroku i chciałam uciec jeszcze bardziej niż wcześniej.
Postanowiłam się opanować, serią głębokich wdechów i wydechów, on siedział spokojnie, oglądając jak ja staram się nie zwymiotować na jego drogie biurko.
- Jak blisko jest pan z rodziną? – uniosłam lekko brew, to pytanie nie jest takie złe.
Wzruszył lekko ramionami i przeczesał włosy dłonią.
- Z Waliyhą jestem dość zżyty, Trisha mnie toleruje, Safaa uwielbia, Doniya… ma swój świat, Yaser. – zatrzymał się i westchnął cicho. – Yaser mnie nie chce, nie uznaje mnie jako swojego syna, więc mogę powiedzieć, że jestem blisko ze swoimi młodszymi siostrami oraz matką.
Skinęłam delikatnie głową, zapisując dokładnie to co powiedział.
- Czy jest pan gejem? – popatrzyłam na niego z lekkim uśmiechem, starając się, żeby wyglądał najbardziej naturalnie.
Zayn zaśmiał się cicho i pokręcił głową, pocierając brodę.
- Nie, nie jestem gejem. Nie mam nic do osób homoseksualnych, jednak ja nie jestem w tej… mniejszości. – posłał mi lekki uśmiech, a ja jedynie pokiwałam głową i zapisałam jego odpowiedź.
- Ile ma pan lat? – przechyliłam głowę w bok.
- Jestem sześć lat starszy od ciebie, mamy urodziny w tym samym miesiącu.
Uniosłam lekko brew i chciałam spytać się go skąd do cholery wie kiedy ja mam urodziny, ale powstrzymałam się.
Zapisałam jedynie to co powiedział i popatrzyłam na kartkę, jeszcze kilka pytań i będę wolna.
- Dlaczego zdecydował się pan na założenie firmy?
- Nie założyłem jej. Dostałem w prezencie.
Uniosłam lekko brew, ale skinęłam głową, zapisując to co powiedział.
- Więc kto panu pomógł w osiągnięciu tego sukcesu?
- Ta firma należała do Grahama. – odparł i wzruszył lekko ramionami. – To zmarły już ojciec mojej adopcyjnej matki, zapisał mi tą firmę w spadku, przez co naraził się Yaserowi, jednak Graham rzadko przejmował się jego opinią, dlatego dość często się kłócili, a ja mam przez to na pieńku z ojcem.
Pokiwałam lekko głową, nie wiedząc czemu on mi to wszystko opowiada, jednak zapisałam skróconą wersję jego wypowiedzi.
- O której zazwyczaj chodzi pan spać?
Zaśmiał się cicho, tym swoim zduszonym śmiechem i pokręcił głową.
- Wybacz, rozśmieszyło mnie to.
Wzruszyłam lekko ramionami i westchnęłam cicho.
- To pytania Mirandy, nie ma pan za co przepraszać. – posłałam mu lekki uśmiech.
- Wracając do pytania, około drugiej w nocy, a staję koło piątej. – pokiwał głową na boki.
Zamrugałam kilkakrotnie, ale zapisałam jego odpowiedź nie chcąc przedłużać.
- I to już ostatnie pytanie. – odchrząknęłam. – Ma pan rodzeństwo? – złożyłam kartkę z pytaniami i schowałam ją.
- Tak, już odpowiadałem. – uniósł lekko brew. – Safaa, Waliyha i Doniya. Trzy siostry. Adopcyjne, można dopisać, ale o tym każdy wie.
Nie ja, ale mama zawsze mi mówiła, że nie jestem jak każdy.
Zapisałam jego odpowiedź i złożyłam również tą karteczkę, oddałam mu długopis, skinęłam głową i wstałam.
- Dziękuję za wywiad i poświęcony mi czas. – wyrecytowałam i posłałam mu uroczy uśmiech.
Odwróciłam się na pięciu i ruszyłam do drzwi, gdy nagle złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie.
- Może dasz się wyciągnąć na lunch? – uniósł lekko brew, gdy patrzyłam na niego i wbił we mnie wzrok, tak przenikliwy, że bałam się oddychać.
Przełknęłam cicho ślinę i starałam się pokręcić głową, ale moje mięśnie odmówiły posłuszeństwa.
- Możemy iść. – wydukałam po chwili i przeklęłam się w myślach, bo mogłam normalnie odmówić, ale nie, wolałam potwierdzić.
Lekki uśmiech zagościł na jego ustach i moje serce zatrzepotało, wiedząc, że to przeze mnie on tam jest i jest taki cudny.
- Wybierzesz gdzie pójdziemy.

Otworzyłam przed nim drzwi i uśmiechnęłam się szeroko gdy do moich nozdrzy dotarł zapach frytek i hamburgerów. Zerknęłam przez ramię na Zayna, który wyraźnie się skrzywił i poprawił marynarkę.
Wyglądał komicznie, stojąc w drzwiach McDonalds’a w garniturze, ale przecież to tylko krótkie oderwanie się od pracy w biurze.
- Czy ty sobie żartujesz? – uniósł lekko brew, rozglądając się po wnętrzu z obrzydzeniem. – Ja w takim…
- To zwykły fast food, nie przesadzaj. – burknęłam cicho i wywróciłam oczami, krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Zajmij stolik, kupię ci happy meal i dam zabaweczkę, co? – uśmiechnęłam się uroczo, a on zmarszczył brwi i pochylił się tak, że nasze twarze były na tym samym poziomie.
- Nie prowokuj mnie. – syknął i uniósł brwi.
- Nie prowokuję, zajmuj stolik. – odparłam spokojnie i zaczęłam bujać się na stopach.
Westchnął zrezygnowany i przetarł twarz dłonią, posłałam mu jeszcze uroczy uśmiech i odwróciłam się na pięcie.
Ustawiłam się w kolejce za jedną z kobiet, która w ręce trzymała dzisiejszą prasę. Zmarszczyłam lekko brwi i dotknęłam jej ramienia.
- Przepraszam. – zaczęłam cicho, gdy kobieta spojrzała na mnie przez ramię. – Czy mogę na chwilę gazetę? – spytałam nieśmiało, wskazując na papier w jej dłoni.
Kobieta popatrzyła najpierw na mnie, potem na gazetę i znów na mnie.
- Kto jest na okładce? – spytała mnie gdy rozłożyła gazetę, a moim oczom ukazał się brunet o przeszywającym wzroku. – Znasz go? – uniosła lekko brew, zapewne widząc moją minę.
- To… - przełknęłam cicho ślinę i rozejrzałam się starając zlokalizować mojego towarzysza.
Siedział spokojnie na krześle przy oknie i podziwiał malowidła na ścianie, szczególnie przypadł mu do gustu clown z czapeczką w kropeczki. Co za dzieciak.
- To nie on? – spytała kobieta, wskazując palcem na Zayna, a ja westchnęłam cicho.
- Tak, chyba to on. – mruknęłam i uśmiechnęłam się krzywo, patrząc z zaciekawieniem na okładkę.
Młody milioner, łamacz kobiecych serc wypowiada się jak radzi sobie z otaczającą go płcią przeciwną”
Zaśmiałam się cicho i pokręciłam głową.
- Czy mogę pożyczyć tą gazetę? Potem ją pani odniosę. – uśmiechnęłam się do kobiety, a ona skinęła głową i podała mi czasopismo.
- Zayn Malik, co? – uśmiechnęła się lekko, wpatrując w mężczyznę. – Jest przystojny, trzeba to przyznać.
Zaśmiałam się znów i zakryłam usta dłonią, przytakując jedynie.
Po chwili kobieta zabrała swoje zamówienie, gdyż czekała, żeby je odebrać, ja zaś złożyłam zamówienie i czekałam, aby je zabrać. Oparłam się o blat poza kolejką, rozłożyłam gazetę i znalazłam artykuł o Maliku.
Ma pan 25 lat, jak czuje się pan w roli bogatego singla?”
„Czasami samotność mi doskwiera, to fakt, ale radzę sobie z nią, dość skutecznie.”
„Czy mógłby pan zdradzić nam te swoje skuteczne sposoby?”
„Oczywiście (śmiech). Można chodzić do różnych klubów, albo spotykać się ze znajomymi.”
„Umawia się pan na randki?”
„Och, nie. Bardzo rzadko, moja praca na to nie pozwala, chyba sam rozumiesz.”
Zacisnęłam zęby, złożyłam gazetę i odebrałam tackę z naszym jedzeniem.
Wsunęłam zwiniętą w rulon gazetę pod pachę i powoli ruszyłam w kierunku mężczyzny, który czekał na mnie, ale nie chciałam teraz z nim rozmawiać.
Popatrzył na mnie gdy z hukiem postawiłam przed nim obiecaną tackę z happy mealem.
Uniósł brew z widocznym zdziwieniem i popatrzył na pudełko, a potem na mnie.
- Znowu sobie kpisz. – parsknął śmiechem i pokręcił głową. – Nie będę jadł tego…
- Zjesz to, niczego innego dla ciebie nie mam. – fuknęłam i usiadłam po drugiej stronie stolika, rozkładając na blacie gazetę i zastawiając się swoją tacą.
- Nina. – zaczął spokojnie i uniósł znów brew ze szramą. – Co ci jest? – wyciągnął do mnie dłoń, ale ja zajęłam się rozpakowywaniem mojego burgera.
- Łamacz kobiecych serc, co? – uniosłam lekko brew, a on wyraźnie się spiął. – Nie masz czasu na randki. Praca ci nie pozwala, ach tak. – wywróciłam oczami i wgryzłam się w swój lunch.
Zayn siedział sztywno na krześle przede mną ze zmarszczonymi brwiami i zaciśniętą szczęką, przez co wydawała się być ostrzejsza i wyraźniejsza niż zwykle.
- Co ty bredzisz? – burknął po chwili i niezdarnie zabrał się za otwieranie pudełka z happy mealem.
- Nic, tylko umiem czytać po angielsku. – wywróciłam znów oczami i spuściłam wzrok na gazetę.
Odepchnął momentalnie moją tackę i wyrwał mi gazetę sprzed nosa.
- Hej, oddawaj to! – wyciągnęłam do niego rękę, ale zastawił się ramieniem i popatrzył na okładkę, a jego oczy błysnęły złośliwie.
- The Sun. – popatrzył na mnie i pokręcił głową, odkładając z hukiem czasopismo. – Wierzysz w te brednie? – oparł ręce na stoliku i wbił we mnie ognisty wzrok. – Wierzysz? Ufasz temu szmatławcowi?
Przełknęłam jedzenie i pokręciłam powoli głową.
- Oni mogą napisać, że jestem papieżem czy kurwa w ciąży, uwierzysz im? – podniósł lekko głos przez co wtuliłam się w krzesło i spuściłam wzrok na nadgryzionego burgera. – Napiszą, że mam żonę po czterdziestce i setkę dzieci, uwierzysz? Pytam się, uwierzysz?! – wrzasnął i uderzył dłońmi o blat stolika.
Nagle wszystkie rozmowy ucichły, całe pomieszczenie było jakby puste, słychać było tylko jego urywany oddech, moje przyspieszone bicie serca i strzelanie jego kręgów w szyi.
Podniosłam powoli wzrok i napotkałam prawdziwą burzę w jego oczach.
- Uwierzysz? – powtórzył i zacisnął usta w wąską linię.
- Nie. – odpowiedziałam cicho i odłożyłam burgera na tacę. – Odwieź mnie do domu. – zamrugał kilkakrotnie i popatrzył na mnie, powoli jaśniejącymi oczami. – Nie rozumiesz? – uniosłam brwi, zebrałam gazetę i ruszyłam w kierunku kobiety od której ją pożyczyłam.
- To kłamstwa? – spytała gdy wpychałam jej w dłonie kolorowe kartki.
Posłałam jej jedynie smutny uśmiech i wzruszyłam ramionami.
- Przepraszam. – przytuliła mnie lekko i poklepała po plecach. – Powodzenia. – szepnęła mi na ucho.
Skinęłam głową i zacisnęłam usta, aby nie rozpłakać się na oczach tylu ludzi. Powoli odsunęłam się od niej, odwróciłam na pięcie i ruszyłam do drzwi, które trzymał dla mnie Pan Nerwus.

Droga do mojego domu była długa, ale cicha. Zayn nie mówił nic, mnie to nie przeszkadzało. Ja nie mówiłam nic, jemu to odpowiadało. Słychać było tylko pracę silnika, czasami dźwięk migacza i skrzypienie skóry gdy się poprawiałam.
Nie lubiłam ciszy, zazwyczaj chciałam, żeby ktoś coś mówił, albo żeby wiele się działo, jednak w tej sytuacji, wolałabym, żeby nic nie mówił, żeby siedział cicho jak mysz pod miotłą.
Nie chciałam jego przeprosin, chciałam cofnąć czas, żebym nie widziała tego durnego artykułu, żeby nie zrobił mi awantury na oczach całego tłumu gapiów. Najgorsze jest to, że jego znają wszyscy, jak nie z otoczenia to z gazet i każdy wie, że on to ten ktoś, a ja? Ja poszłam z nim na lunch, który skończył się kłótnią.
Gdy zatrzymał się pod moim domem od razu odpięłam pas, otworzyłam drzwi i ruszyłam do wejścia, które zapewne było zamknięte.
Złapałam za klamkę, ale ktoś chwycił mój łokieć i odwrócił tyłem do drzwi.
Po chwili byłam już przyparta do drewnianej powłoki, uporczywie szukałam dłonią klamki, ale Zayn złapał moje nadgarstki i umieścił moje dłonie nad głową.
Popatrzyłam na niego przez ułamek sekundy zanim jego gorące usta nie opadły na moje.
Westchnęłam głęboko, lekko zaskoczona jego gestem, wtuliłam się mocniej w drzwi gdy jego pełne wargi wciąż były mocno dociśnięte do moich.
Warknął nisko i ścisnął moje dłonie, przez co rozchyliłam lekko usta, a to wystarczyło, aby wsunął swój język do środka. Przejechał nim po moim podniebieniu, mocniej dociskając swoim ciałem do drewnianej płyty.
Powoli rozchyliłam oczy, ale jego język znów przejechał po moim podniebieniu i z rozkoszy zacisnęłam powieki, wydając z siebie cichy pomruk.
Tak samo szybko jak się zaczęło, tak samo się skończyło.
Po chwili moje ręce bezwładnie zwisały po obu stronach mojego drżącego ciała, usta piekły od gorącego pocałunku, a płuca domagały się ogromnej dostawy świeżego powietrza.
Otworzyłam szeroko oczy i zamrugałam kilkakrotnie, starając się nie upaść.
Stał tam normalnie, pewny siebie jak zazwyczaj z błyskiem w oku i nachylił się, łapiąc moją dłoń.
Ucałował delikatnie jej wierzch co wywołało iskry pod skórą.
Odsunął się powoli, łapiąc w zęby dolną wargę.
- Do zobaczenia. – wyszeptał, odchodząc w stronę auta.
Patrzyłam jak z gracją wsiada za kierownicę, jak powoli odjeżdża i znika mi z oczu. Jego zniknięcie nie oznaczało, że moje serce zacznie bić wolniej, nie. Ono biło znaczenie szybciej niż przedtem.

Bo obiecał, że jeszcze się spotkamy.

________________
Mam nadzieję, że rozdział się Wam podoba.

Zapraszam do używania hashtagu #WickedPL i do obserwowania konta @wicked_pl na Twitterze.

Wasza @sweetzayness  

sobota, 14 marca 2015

ROZDZIAŁ 4

Siedziałam w kuchni z miską płatków śniadaniowych i książką, przyglądając się jak Miranda biega po domu. Chciało mi się śmiać, ale stwierdziłam, że to nie wypada, więc siedziałam cicho jak mysz pod miotłą.
- Ubieraj się. – mruknęła, zerkając na mnie.
Uniosłam delikatnie brew, połykając rozmoknięte płatki i odsunęłam miskę na środek stołu.
- Przecież ja nigdzie nie idę. – odparłam pewnie, krzyżując ręce na piersiach.
Miranda westchnęła, zakładając swoje szmaragdowe kolczyki i poprawiła grzywkę, zerkając na mnie przez ramię.
- Idziesz do Graham Corporation. – wzruszyła ramionami z uśmieszkiem, który chciałam jej w tym momencie zetrzeć z ust.
- To twój wywiad! – uniosłam ręce, chcąc pokazać, jak bardzo jestem temu przeciwna.
Miranda jedynie zacmokała, poprawiając płaszczyk.
- Od dwóch tygodni siedzisz w domu, co się stało w tym klubie?
Wzruszyłam delikatnie ramionami, poprawiając kok i uśmiechnęłam się nieśmiało. Nie mówiłam Mirandzie o tym, że w klubie nawiedził mnie Zayn. Dziwnie się czuję mówiąc do niego po imieniu, praktycznie się nie znamy. Nie mówiłam jej o niczym, po prostu zostawiłam temat Pana Garniturka.
- Źle się czułam. – mruknęłam cicho, mając nadzieję, że mnie nie usłyszy.
- Ashton mówił co innego. – uniosła brew, patrząc na mnie w lustrze. – Powiedział, że poszłaś tańczyć z jakimś gościem.
Wywróciłam lekko oczami. Czy Irwin to jakiś pieprzony stalker? Albo gorzej, moja matka? Przecież wydaje się uroczy, w smsach nic mi nie wspominał o tym, że widział mnie z Malikiem, ale w sumie bar to dobry punkt obserwacyjny i nie dziwię mu się.
- Tak, tańczyłam z jakimś gościem, był bardzo miły i zaproponował, że mnie odwiezie.
Oczywiście, Zayn zamówił mi taksówkę i chciał jechać ze mną, ale uprzejmie go odrzuciłam, tłumacząc się tym, że wypiłam za dużo jak na mnie i nie chcę na niego zwymiotować. Łyknął to, zapłacił od razu za kurs z chyba stufuntową zaliczką i pomachał mi, gdy odjeżdżałam.
- Idź się lepiej ubierać. – westchnęła cicho. – Zaraz wychodzę na randkę, pytania masz w moim pokoju, ale możesz iść na żywioł, tylko nie spierdol tej szansy, on rzadko udziela wywiadów, cudem udało mi się wybłagać ten jeden.
Skinęłam delikatnie głową i ruszyłam na górę, do swojego pokoju. Otworzyłam szafę i przejrzałam dokładnie ubrania, ale nie znalazłam niczego przebojowego, że tak powiem. To można uznać za spotkanie biznesowe, więc powinnam wyglądać szykownie. Wyjęłam białą koszulę, czarną spódnicę, pasujące do niej szpilki, których nienawidziłam, ale trzeba pokazać tą klasę.
Kiedy się ubrałam, pomalowałam lekko rzęsy, zrezygnowałam z kresek, usta tylko zaznaczyłam błyszczykiem i związałam włosy w wysokiego kucyka.
Zeszłam powoli na dół, zabrałam klucze z półki na korytarzu, zgarniam swój płaszcz z wieszaka, zakładam go i wychodzę z domu, zamykając go po tym na klucz.

Graham Corporation to sporych rozmiarów budynek w połowie oszklony, tak, że mogę z ulicy widzieć co dzieje się na pierwszych dwóch piętrach.
Otuliłam się mocniej płaszczem i niepewnie ruszyłam do środka. Były do wyboru albo rozsuwane drzwi, albo drzwi obrotowe, a znając moje szczęście w drzwiach obrotowych się zabiję, więc najrozsądniejszym wyborem były drzwi rozsuwane.
Przekroczyłam próg wielkiego holu firmy i zacisnęłam usta, rozglądając się. Ściany w kolorze kawy z mlekiem na podłodze białe, lśniące płytki, wszystkie meble z drewna i kilka blondynek oraz brunetów krzątających się po korytarzu.
Wzięłam serię głębokich oddechów i chwiejnym krokiem ruszyłam do biurka przy którym siedziała blondynka, od razu nie przypadłam jej do gustu wnioskując to po grymasie, który wstąpił na jej pełne botoksu usta.
- W czym mogę służyć? – spytała siląc się na uprzejmość.
Przestąpiłam z nogi na nogę i uśmiechnęłam się nieśmiało, kładąc dłonie na wypolerowanym blacie.
- Przyszłam przeprowadzić wywiad z prezesem. – wyjaśniłam, przygryzając lekko dolną wargę.
Kobieta przyjrzała mi się uważnie i westchnęła cicho.
- Proszę zaczekać. – powiedziała spokojnie i odwróciła się do mnie plecami.
Słyszałam jak jej tipsy (okropne tipsy) uderzają o klawiaturę komputera, ona coś burczy pod nosem, fuka jak wściekła kotka i po chwili odwróciła się do mnie z lśniącym, perlistym i sukowatym uśmiechem. Nie lubię tej baby.
- Panna Miranda Adams? – uniosła lekko brew, a ja pokręciłam głową.
- Nina Smith, Mirandzie coś wypadło. – uśmiechnęłam się sztucznie.
- Oczywiście. – mruknęła najwyraźniej mało przekonana o autentyczności moich słów. – Pojedzie pani windą na ostatnie piętro, przy drzwiach będzie czekać na panią Antonio, który zaprowadzi panią do gabinetu prezesa. Życzę miłego dnia.
Skinęłam mechanicznie głową i znów chwiejnym krokiem ruszyłam do windy. Metalowa puszka otworzyła się po chwili, więc weszłam do środka i z kieszeni płaszcza wyjęłam pytania, którymi mam obdarzyć prezesa.
1.       Z iloma kobietami Pan spał?
2.       Jak blisko jest Pan ze swoją rodziną?
3.       Czy jest Pan gejem?
4.       Ile ma Pan lat?
5.       Dlaczego zdecydował się Pan na założenie firmy?
6.       Sam doszedł Pan do takiego bogactwa czy ktoś Panu pomagał?
7.       O której zazwyczaj chodzi Pan spać?
8.       Ma Pan rodzeństwo?
Parsknęłam cicho śmiechem, czytając brednie Mirandy. Pokręciłam głową i postanowiłam nie czytać pytania pierwszego i trzeciego, reszta nie jest taka zła.
Winda otworzyła się, więc wyszłam z niej i rozejrzałam się. Tutaj ściany były brązowe, podłogi wyłożone również brązowymi płytkami. Obok drzwi windy stał wysoki mężczyzna, około pięćdziesiątki z lekkim zarostem i brązowymi włosami, które układały się jak chciały.
- Pani Smith? – uniósł lekko brew, a ja skinęłam głową. – Proszę iść tam. – wskazał na drzwi na końcu korytarza. – Zapukać i wejść.
Znów skinęłam głową, posłałam mężczyźnie lekki uśmiech i powoli ruszyłam do drzwi. Im bliżej ich byłam tym bardziej chciało mi się wymiotować. Zapukałam cicho i powoli weszłam do środka, rozglądając szybko.
W pomieszczeniu mogło się zdawać, że nie było nikogo, odwróciłam się więc i powoli zamknęłam za sobą drzwi, jak najdłużej przytrzymując klamkę.
Zerknęłam na fotel przy biurku, zza jego oparcie, które było ustawione przodem do mnie wystawał kawałek fryzury, więc na pewno jestem z kimś w tym pomieszczeniu.
- Przyszłam przeprowadzić z panem wywiad. – wyjaśniłam cicho, starając się aby głos mi nie drżał.
Fotel powoli odwrócił się w moją stronę, mogłam zobaczyć łydkę opartą na kolanie, dłonie splecione na wysokości ust i oczy od których zaschło mi w gardle.
- Wiedziałem, że ona nie da rady. – uniósł leniwie kącik ust, który po chwili opadł na poprzednie miejsce. – Dziwne, że po wystroju nie przewidziałaś, że ta firma jest moja.
- Nie było arabesek. – mruknęłam cicho, starając się nie zemdleć.
- Lubię arabeski, to fakt, ale tutaj nie pasują, jednak te kolory. – zacmokał cicho i powoli wstał. – Napijesz się czegoś? I tak odwołałem resztę spotkań, dawno się nie widzieliśmy, ile to minęło?
- Dwa. – wzięłam głęboki oddech, obserwując go uważnie. – Dwa tygodnie.
- Dwa tygodnie. – powtórzył, jakby chciał nadać tym dwóm słowom nowe znaczenie. – Miranda ma randkę, prawda?
Skinęłam delikatnie głową, kiedy on oparł się o biurku przede mną.
- Oddychaj, Nino. – wyciągnął do mnie dłoń, a ja pokręciłam głową.
- Jestem tutaj z zadaniem, podobno rzadko udzielasz wywiadów.
Uniósł znów kącik ust i skinął głową, pozostawiając dłużej cień uśmiechu na swoich ustach.
- Miranda jest upierdliwa, jeśli chodzi o wywiady, więc skoro to jedyny sposób, abym mógł ją wypytać o ciebie, to zgodziłem się. – wzruszył nonszalancko ramionami.
Wzięłam głęboki oddech, kiedy zdałam sobie sprawę, że wstrzymuję powietrze.
- Masz firmę, hotel i klub, czego ci jeszcze potrzeba? – uniosłam brwi, wpatrując się w mężczyznę, który zwiesił głowę i teraz wpatrywał się w swoje buty.
- Ciebie, jak już mówiłem. Ciebie, twojej niewinności i miłości. – podniósł wzrok i posłał mi lekki uśmiech.
- Przejdźmy do tego wywiadu. – westchnęłam cicho, podchodząc do niego i przysiadając na biurku obok.
Uniósł lekko brew, zerkając na mnie.
- Znamy się, nie będę siedzieć z tobą za stołem jakbyś był moim szefem i jakbym negocjowała sprawę mojego przyjęcia, zwolnienia czy upomnienia.
Zaśmiał się i skinął delikatnie głową.
- Od razu mówię, nie jestem gejem. – pokręcił głową, zerkając na listę pytań. – A jeśli chodzi o pierwsze. – potarł podbródek, jakby się zamyślając. – Byłabyś może trzydziestą, może dwudziestą, nawet nie pamiętam.
- Tracisz w moich oczach. – pokręciłam głową. – Napiszę, że z pięcioma, nie wyjdziesz na playboya. – uniosłam lekko brew, a on znowu się zaśmiał.
- Pisz co chcesz, to wywiad Mirandy, jak pójdzie źle to oskarżymy ją. – wzruszył beznamiętnie ramionami, chociaż wciąż się śmiał.
- Dobrze, masz rodzeństwo? – zerknęłam na niego.
- Adopcyjne. – pokiwał delikatnie głową. – Trzy siostry, mają trudne imiona.
- Twoje nie jest trudne? – zaśmiałam się cicho.
- Waliyha, Doniya i Safaa są chyba trudniejsze, prawda? – uniósł nieznacznie brew, a ja skinęłam głową.
- Zdecydowanie. – podrapałam się po karku. – Zapiszesz mi je? – uśmiechnęłam się nieśmiało, gdy przechylił się, wyjął papier firmowy z szuflady, wziął ołówek i umieścił kartkę na kolanie, zapisując imiona swoich sióstr.
- Doczytasz się, jak coś to sprawdź w Google. – wzruszył ramionami, podając mi kartkę. – To fakt powszechnie znany, nie powinien cię dziwić.
- Wszyscy byliście adoptowani? – przygryzłam lekko wargę i odwróciłam głowę.
- Nie, tylko ja. – westchnął cicho. – Czasami sądzę, że mój adopcyjny ojciec mnie nie lubi ze względu na to, że jako jedyny nie jestem na sto procent jego.
Skrzywiłam się delikatnie, ale nie zapisałam jego odpowiedzi, nie było tego pytania, a to za bardzo osobiste.
- Ile miałeś lat gdy cię adoptowali? – popatrzyłam na niego.
- Sześć. Wcześniej w domu dziecka nie było za kolorowo i kiedy przyszła Particia i mnie zabrała czułem się, hm. Dobrze. Lepiej niż gdy byłem tam. – przeczesał włosy palcami, lekko je burząc.
- Co się stało z twoimi rodzicami? Chodzi mi o tych biologicznych.
- Matka mnie oddała, ojca nie znam. – pokręcił głową i popatrzył na mnie. – Nie pytaj mnie teraz o wszystko, muszę mieć coś do opowieści na dobranoc.
- Myślisz, że będę z tobą? – uniosłam lekko brew, na co skinął głową.
- Tak, sądzę, że jeśli po moim stwierdzeniu, że cię zniszczę nadal tutaj siedzisz i potrafisz mnie pytać o to z iloma kobietami spałem, albo o moją rodzinę, to tak. Jesteś gotowa, żeby spotkać moją matkę, poznać siostry i być moją.
- Nie, nie poznam twojej rodziny, ledwo znam ciebie. – zmarszczyłam brwi. – Nie ma mowy.
- Pytaj dalej. – westchnął jedynie, gładząc palcami swoje brwi.
- Skąd ta firma? – wsunęłam kartkę z pytaniami pod lampkę, stojącą obok mnie.
- Ojciec Trishy. – wzruszył ramionami. – W pewnym sensie to mój dziadek i zapisał mi ją w spadku. Dostałem firmę jak skończyłem osiemnaście lat i było trudno, ale wcześniej Graham mi pomagał.
- Dlatego ta firma nazywa się Graham a nie Malik. – uniosłam brwi i uśmiechnęłam się szeroko. – A co znaczy Azad i Elisha?
Zayn zaśmiał się cicho i pokręcił głową. – To coś związane z moimi siostrami, można powiedzieć, że to ich drugie imiona.
- Których? – popatrzyłam na niego z uśmiechem, a on sam zaśmiał się znów.
- Zobaczysz kiedyś, zobaczysz. – pochylił się i delikatnie naparł swoimi ustami na moje.
- Tęskniłeś? – zaśmiałam się cicho, przeczesując delikatnie jego włosy.
- Cholernie. – przejechał górną wargą po mojej dolnej, a ja już nie mogłam powstrzymać się i jęknęłam cicho.
Zamknęłam oczy, kiedy trzeci raz nasze wargi otarły się o siebie i postanowiłam, że coś musimy z tym zrobić, rozpalanie siebie nawzajem poprzez nikłe okazywanie uczuć nie jest odpowiednie.
- Ile masz lat? – przyciągnęłam go do siebie, a on zachłannie wpił się w moje usta, splatając ręce za moimi plecami.
- Jestem sześć lat starszy od ciebie. – wybełkotał z trudem, muskając praktycznie każdy centymetr moich ust.
- Ile kochanek miałeś? – złapałam jego twarz w dłonie i popatrzyłam w jego ciemne oczy, które wpatrzone były we mnie.
- Nie mam kochanek, mam uległe. – wyszeptał, zamykając oczy.
Otworzyłam nagle oczy, gdy dźwięk otwieranej windy dotarł do moich uszu. To tylko dziwne wyobrażenia, spokojnie. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z puszki, rozglądając się. Na końcu korytarza stał mężczyzna, a wyglądał tak jak sobie to wyobrażałam.
Chwiejnym krokiem podeszłam do drzwi, które otworzył mi mężczyzna z kamiennym wyrazem twarzy i sądzę, że nie bardzo mnie polubił, ale to tylko przypuszczenia.
Wzięłam serię głębokich wdechów i weszłam powoli do środka, rozglądając się. Przy oknie stał mężczyzna, wpatrywał się w okno z telefonem przy uchu, ręką w kieszeni spodni i lekko bujał się na stopach. Drzwi za mną zamknęły się cicho, a ja westchnęłam z bezsilności. Już nie mogę uciec.
Mężczyzna odsunął telefon od ucha, rozłączył się najprawdopodobniej, wsunął go do kieszeni spodni i odwrócił się w moją stronę, a ja zobaczyłam przyjazne, szare oczy.
- Miranda Adams, tak? – uniósł lekko brew, idąc do biurka.
Pokręciłam powoli głową, obserwując jego ruchy.
- Nie, proszę pana. Nina Smith, jestem na zastępstwie. – wybełkotałam, chwiejąc się na nogach.
- Ach, ja też jestem zastępstwem. – zaśmiał się cicho i pokazał ręką, żebym do niego podeszła.
Zmusiłam się, żeby postawić parę kroków do przodu i gdy dotarłam do biurka uścisnęłam jego dłoń.
- Jestem Matt, miło poznać. – uśmiechnął się szeroko z błyskiem w oczach.
- Kogo zastępujesz? – przygryzłam lekko wargę, gdy drzwi po mojej prawej stronie otworzyły się.
- Mówiłem ci, masz się nie bawić w prezesa. – mruknął aż za dobrze znany mi głos. – Czekam na wywiad, czy… - zerknęłam na niego kątem oka, a on po prostu stał jak wryty z ręcznikiem papierowym w dłoniach.
- Więc masz ten wywiad. – mruknął Matt.
- Nina. – praktycznie mruknął, a mój żołądek zacisnął się, nogi stały się miękkie, usta suche.
- Zayn. – szepnęłam, starając się aby mój głos nie drżał, gdy wypowiadałam jego imię, które od tak dawna chodziło mi po głowie i nie dawało spać.
- Wy się znacie? – Matt uniósł brew, a Zayn popatrzył na niego i wskazał na drzwi. – Dobra, dobra. – uniósł ręce w geście obrony i rezygnacji, powoli ruszając w kierunku drzwi. – Miłej zabawy. – zaśmiał się, już wychodząc.
Och, zapewne to będzie bardzo miły dzień, Matt. 

____________________
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba.

Zapraszam do używania hashtagu #WickedPL

Zachęcam także do głosowania na Wicked w sondzie na Blog Miesiąca Kwiecień.

Wasza Iza aka @sweetzayness 

poniedziałek, 23 lutego 2015

ROZDZIAŁ 3

Szliśmy w ciszy w stronę mojego domu, nawet na siebie nie patrząc. Mój towarzysz co jakiś czas chrząkał, zapewne chcąc jakoś zwrócić moją uwagę, ale byłam nieugięta i nie planowałam z nim rozmawiać.
Był na tyle przyzwoity, że nie komentował już braku mojej bielizny, nawet dał mi swoją marynarkę, gdy zauważył, że nawet w płaszczu szczękam zębami.
- To… - zaczął i po chwili odchrząknął. – Niesamowity wieczór. – dokończył, zerkając na mnie z minimalnym uśmiechem.
Wzruszyłam w odpowiedzi ramionami udając obrażoną na cały świat a w szczególności na wysokiego bruneta obok mnie.
- Byłby znacznie lepszy bez kilku docinek. – odparowałam, zaciskając usta w cienką linię.
- Przecież przepraszałem. – odparł wyraźnie naburmuszony. – To jest tak bardzo widoczne, że trudno o tym nie rozmawiać!
- Ja jakoś nie opowiadam o tym czy nosi pan bokserki czy nie. – syknęłam, podnosząc na niego wzrok.
Jasne, miodowe oczy popatrzyły na mnie z iskierkami rozbawienia, które w nich biegały.
- Noszę bokserki. – odparł po chwili, unosząc leniwie kącik ust. – Calvin Klein, słyszała pani o tym? – uniósł tym razem brew a ja oblałam się rumieńcem.
- Czemu rozmawiamy o pana bieliźnie? – przygryzłam lekko wargę, siląc się na uroczy uśmiech, ale wyszedł z tego zapewne grymas, bo mężczyzna się roześmiał.
- Pani zeszła na temat moich bokserek. – zamyślił się na chwilę, pukając palcem wskazującym o swój prawy policzek i nagle jego twarz rozjaśnił uśmiech. – Ma pani majtki, prawda?
- To już przesada! – wrzasnęłam i czym prędzej ruszyłam przed siebie, wymijając ludzi na ulicy.
Po chwili zatrzymałam się gdy mój łokieć został zablokowany przez dłoń mężczyzny, szarpnął mną lekko a ja znalazłam się w mgnieniu oka w jego ramionach.
- Odpowiesz? – złapał mój podbródek w palce i uniósł głowę tak, że patrzyłam w jego teraz ciemne oczy.
Powoli pokiwałam głową, nie odrywając wzroku od niesamowitych tęczówek bruneta.
- Noszę. – wyszeptałam po chwili, oblizując powoli nagle suche usta.
- Jakie? – zapytał miękko, wolną dłonią zatykając moje włosy za ucho.
- Czarne. – mruknęłam cicho, lekko się rumieniąc. – Koronkowe. – dopowiedziałam i zakaszlałam, starając się zagłuszyć ostatnie słowo.
Mężczyzna uśmiechnął się leniwie, przechylając głowę w bok.
- Koronkowe? – uniósł lekko brew, na co skinęłam głową. – Podoba mi się twój styl, Smith. Nie nosisz stanika, za to nosisz obcisłe sukienki, które uwydatniają twoje kształty i koronkowe majtki.
Zarumieniłam się wściekle i odsunęłam lekko, ale on przyciągnął mnie do siebie, kręcąc głową.
- Nie uciekniesz tak łatwo, nie dam ci odejść. – popatrzył na mnie z jakby bólem w oczach i delikatnie przejechał kciukiem po mojej kości policzkowej. – To był cudowny wieczór. – wyszeptał, pochylając się.
Moje tętno nagle przyspieszyło, miałam wrażenie, że krew we mnie płynie ze zdwojoną siłą, zapach jego perfum, żelu i wody kolońskiej nie pomagał, do tego pachniał restauracją w której byliśmy i nie chciałam, żeby mnie całował, chociaż ta irracjonalna część mojego mózgu domagała się jego ust.
Jednak on pochylił się i delikatnie pocałował miejsce pod moim uchem, jeden z moich czułych punktów. Zalała mnie fala gorąca a z ust uciekł urywany oddech.
- Było miło. – westchnęłam po chwili. – Gdyby nie te docinki. – popatrzyłam na niego, gdy lekko się uśmiechał i puścił mnie, odsuwając się delikatnie.
- Jesteśmy na miejscu. – oznajmił, wskazując na domek obok nas i rzeczywiście.
W kuchni świeciło się światło i ja widziałam z drogi, że Miranda stoi przy firance i ogląda co się tutaj dzieje. Westchnęłam cicho, wyciągając dłoń w kierunku bruneta, ten złapał delikatnie moje palce i przycisnął rozgrzane wargi do mojej chłodnej dłoni.
- Mam nadzieję, że szybko się spotkamy. – posłał mi lekki uśmiech, po czym odsunął się, skinął głową i ruszył w drogę powrotną zostawiając mnie samą przed domem i ręką przyciśniętą do policzka.
Ocknęłam się dopiero gdy wsiadł do samochodu zaparkowanego na końcu ulicy, a samochód powoli zaczynał ginąć mi z oczu.
Zmusiłam się, aby wejść do domu, chociaż wiedziałam, że zaraz naskoczy na mnie ciekawska Miranda.
Gdy przekroczyłam próg Miranda stała przy lustrze, malując rzęsy. Uniosłam lekko brew, zerkając na nią, po czym popatrzyłam na siebie i zdałam sobie sprawę, że wciąż miałam jego marynarkę. Uśmiechnęłam się delikatnie, przebiegając palcami po aksamitnym materiale i nie wiedzieć czemu gdy ją zdjęłam mocno przytuliłam się do tej części ubrania, zaciągając się jej zapachem.
- Śmierdzi? – mruknęła Miranda, zerkając na mnie.
Pokręciłam od razu głową, wyciągając dłonie z odzieżą w jej stronę, ta nachyliła się i tak jak ja wcześniej zaciągnęła zapachem.
- Kurwa. – mruknęła po chwili, patrząc na mnie. – On tak pachnie?
Od razu pokiwałam głową, odwieszając swój płaszcz na wieszak.
- Tak, właśnie tak pachnie.
- Zajebiście. – Miranda posłała mi szeroki uśmiech. – Nie było cię ledwo dwie godziny, więc się przebieraj i idziemy do klubu, jest podobno nowy właściciel, nowe rządy, wiesz. – mrugnęła do mnie, a ja uśmiechnęłam się delikatnie.
- Ile mam czasu? – przechyliłam głowę w bok.
- Jakieś piętnaście minut, kiecka leży w twoim pokoju, buty stoją pod oknem, fryzurę i makijaż zostaw, a i mam dopasowany stanik, będzie dobrze. – zacisnęłam zęby i przewiesiłam marynarkę mężczyzny przez ramię idąc powoli na górę.
Rzuciłam marynarkę na łóżko i wzięłam śliwkową sukienkę, która była mniej obcisła od tej, którą miałam na sobie, do tego czarne szpilki (bo według Mirandy czarny pasuje do wszystkiego) i w kilka minut się przebrałam, oczywiście nie zapominając o staniku.
Zeszłam po chwili na dół, poprawiając sukienkę i posłałam Mirandzie lekki uśmiech.
- Gotowa? – uśmiechnęła się szeroko, a ja przytaknęłam. – To jedziemy!
Otworzyła przede mną drzwi i wskazała, żebym ruszyła pierwsza. Zabrałam jeszcze z wieszaka swój płaszcz, narzuciłam go na ramiona i prędko ruszyłam w kierunku taksówki, która już na nas czekała.
Wsiadłam do środka i zaczekałam na kuzynkę, która zamknęła drzwi na klucz, wsunęła go do kopertówki i wgramoliła się na miejsce obok mnie.
- Elisha? – mruknęłam gdy zatrzymałyśmy się pod klubem, który oblegały tłumy. – Dziwna nazwa dla klubu.
- Podobno jest to coś związane z właścicielem, ale nie wiadomo dokładnie co. – Miranda wzruszyła ramionami i otworzyła drzwi, wychodząc z taksówki.
Wręczyła taksówkarzowi odpowiednią kwotę, dokładając do tego mały napiwek i ruszyła do kolejki, a ja zaraz za nią, bawiąc się rękawami płaszcza, który przesiąkł zapachem marynarki.
Stanęłyśmy w kolejce i przed nami było widać tylko ochroniarza, który przewyższał wzrostem wszystkich w promieniu pięciu metrów.
Kolejka przesuwała się strasznie wolno, dodatkowo przybycie jakiegoś mężczyzny, którego wpuszczono bez kolejki wywołał takie zamieszanie, że ochrona musiała uspokajać zgromadzonych ludzi.
- To jakaś kpina! – krzyknął jeden mężczyzna. – Stoję tutaj od dwóch godzin, a jakiś fagas przyszedł i wszedł bez kolejki!
- Proszę się uspokoić. – upomniał go ochroniarz. – Bo będzie pan oglądać tylko neonowy napis nad wejściem. – wysyczał, wypychając go z kolejki.
Przełknęłam niespokojnie ślinę i podrapałam się po karku.
Gdy nadeszła nasza kolej ochroniarz bez niczego wpuścił nas do środka. Wnętrze było już wypełnione klientami, na parkiecie szalało kilka par, przy barze kotłowali się ludzie, a na balkonach siedziała tylko mała grupka, zapewne tych, którzy mieli tam dostęp.
Przecisnęłyśmy się do baru i zajęłyśmy miejsca obok siebie, śmiejąc się cicho z ludzi, którzy nas otaczali. Prawie co druga osoba była już mocno wstawiona, przez co robiła dziwne rzeczy.
Nie mogłam pozbyć się dziwnego uczucia, jakby ktoś mnie obserwował, śledził. Wzdrygnęłam się na samą myśl i wypuściłam drżący oddech.
- Co panie chcą? – spytał jeden miły chłopak o brązowych oczach.
- Ja wódkę z sokiem. – uśmiechnęłam się do niego, a on przeniósł swój wzrok na Mirandę.
- To samo. – posłała mu promienny uśmiech.
- Ashton! – ryknął brązowooki, idąc na zaplecze, a my zaśmiałyśmy się głośno.
- Miranda! – pisnęłam, starając się brzmieć jak mężczyzna przed chwilą, ale mi to nie wyszło i zaczęłam jeszcze głośniej się śmiać.
Po chwili przed Mirandą znalazła się szklanka, przede mną także a dostarczył nam je uroczy chłopak z dołeczkami w policzkach, lekko zarumieniony i z bandaną na głowie, która przytrzymała jego kędziorki.
- To dla nas, tak? – spytałam chociaż odpowiedz była jasna.
- T-tak. – wyjąkał chłopak i uciekł w drugi kąt baru, zgarniając po drodze szmatkę.
Zaśmiałam się cicho i upiłam łyk, krzywiąc się lekko.
- Uroczy. – zaśmiałam się, zerkając za chłopakiem, który przez ramię zerkał na mnie, ale gdy zobaczył, że ja patrzę na niego odwracał speszony wzrok.
- Nie umiecie flirtować. – westchnęła Miranda, po chwili marszcząc brwi. – Masz karteczkę. – wskazała palcem na spód mojej szklanki i rzeczywiście była tam mała karteczka.
Oderwałam ją od szklanki, rozłożyłam i uśmiechnęłam się, patrząc na ciąg cyfr z podpisem „zadzwoń, Ash” .
- Mam jego numer. – zaśmiałam się cicho, chowając karteczkę do kieszeni płaszcza.
- Wow, szybki jest. – zaśmiała się, upijając łyk napoju.
Wzruszyłam jedynie ramionami, rozglądając się po wnętrzu, mój wzrok powędrował na grupkę ludzi na balkonie i uśmiechnęłam się lekko, patrząc jak para porusza się w rytm muzyki.
- Chciałabym żeby ktoś mnie pokochał. – mruknęłam cicho, na co Miranda zadławiła się wódką. – Chcę miłości jak z książki.
- Właśnie. – mruknęła, ocierając brodę wierzchem dłoni. – Książka. To jest to. To tylko w książkach, Nin.
Westchnęłam cicho i skinęłam głową, bo ona miała rację.
Po chwili obok nas zjawił się uroczy brunet z lekkimi lokami na głowie i dołkami w policzkach, który wyciągnął dłoń w stronę Mirandy i spytał czy z nim nie zatańczy, a ona od razu się zgodziła.
Kiedy kuzynka odeszła, przekręciłam się na stołku tak, że siedziałam teraz i patrzyłam jak Ashton wyciera blat, popijając co jakiś czas swoją wódkę. Zatknął włosy za bandanę i przetarł twarz dłonią, wzdychając cicho. Zebrał zamówienie od kilku już nawalonych dziewczyn i poszedł na zaplecze.
- Przepraszam. – usłyszałam za sobą głos, od którego włoski zjeżyły się na moim karku. – Mogę prosić do tańca?
Odwróciłam się powoli i przed sobą zobaczyłam wyciągniętą dłoń. Zamrugałam kilkakrotnie poznając tatuaż na niej i podniosłam wzrok, żeby zobaczyć roztrzepane czarne włosy, leniwy uśmiech i przenikliwe brązowe oczy.
Przełknęłam ciężko ślinę, niepewnie kładąc dłoń na jego. Przysunął się bliżej, delikatnie kładąc dłoń na moim biodrze i powoli zdjął mnie z krzesełka, stawiając prosto na podłodze.
- Co pan tutaj robi? – zmarszczyłam lekko brwi, zerkając na niego.
- To mój klub. – odparł po chwili, wzruszając ramionami.
- Jest coś, czego pan nie ma? – wywróciłam lekko oczami.
- Ciebie. – wyszeptał, przejeżdżając dłonią po moim biodrze, przez co wywołał iskierki pod moją skórą. – Chcę ciebie. – nachylił się i przycisnął delikatnie usta do moich.
Zamknęłam oczy, czując nieprzyjemny smak alkoholu na jego wargach, ale nic z tym nie zrobiłam, on też nie. Staliśmy tam w ciszy, on lekko pochylony, ja praktycznie na palcach, on z dłońmi na moich biodrach, ja z rękami skrzyżowanymi na piersi, ze złączonymi ustami, ale nie chcieliśmy tego pogłębiać ani odchodzić.
- Masz miłe usta. – odsunął się po chwili i posłał mi delikatny uśmiech. – Pasują do moich.
- Nie jest pan zbyt pewny siebie? – uniosłam lekko brew, ukradkiem oblizując usta.
- Nie, jestem Zayn Malik. – wzruszył nonszalancko ramionami i znów złapał moją dłoń, prowadząc na parkiet. – Twoja kuzynka spodobała się mojemu znajomemu. – mruknął po chwili, gdy już staliśmy na środku parkietu.
Przysunął mnie bliżej siebie, unosząc leniwie kąciki ust.
- Hej, ja nie gryzę. – złapał moje nadgarstki i położył moje dłonie na swoich ramionach, przez co splotłam ręce na jego karku. – Połykam w całości. – poruszał brwiami, kładąc dłonie na moich biodrach.
- Nie umiem tańczyć. – mruknęłam cicho, odwracając wzrok od przenikliwych brązowych oczu.
- Spokojnie, ja też nie. – wyszeptał do mojego ucha, trącając nosem jego płatek. – Tylko poruszaj się w rytm muzyki, a będzie wszystko dobrze. – zapewnił, powoli się poruszając.
- Zostawił pan…
- Zayn. – przerwał mi, unosząc brew.
- Nina. – uśmiechnęłam się uroczo, co skwitował szerokim uśmiechem. – Zostawiłeś u mnie marynarkę. – zakręciłam na palcu pasmo jego włosów, które znajdowało się na karku.
- Wiem. – odparł spokojnie, przyciągając mnie jeszcze bliżej, tak że przy oddechu nasze klatki piersiowe się stykały. – Zostawiłem ją na tobie. Nie u ciebie. – przechylił głowę w bok i oblizał usta.
Popatrzył na mnie uważnie i ułożył usta w dzióbek, lekko marszcząc przy tym brwi i zacmokał, kręcąc głową.
- Tylko dla mnie nie nosisz stanika? – przejechał dłonią po moich plecach, w dwa złapał zapięcie stanika i strzelił nim lekko, uśmiechając się pod nosem.
Oblałam się rumieńcem, będąc pewna, że ludzie obok nas to słyszeli, ale zdawali się być zbyt zajęci pochłanianiem się.
- Mir…
- Tak, Miranda kazała. – wywrócił oczami i nachylił się, opierając swoje czoło o moje. – Czy ty robisz wszystko co ona powie? Nie rozumiesz tego, że ona tobą manipuluje? Nino, jesteś inteligentna i cięta, mogę powiedzieć, że przypadłaś mi do gustu, tylko nie rób wszystkiego wbrew sobie. Nie ubieraj się tak. – złapał w palce dół mojej sukienki, wsuwając kciuk pod jej materiał i westchnął pod nosem, gdy opuszkiem palca natrafił na mój pośladek. – Boże, ile to ma długości? – zmarszczył brwi, odsuwając się na długość ramienia, przykucnął i pociągnął w dół moją sukienkę, która okazała się być dość długa. – Jezu, nigdy więcej. – wstał powoli i przyciągnął mnie do siebie, przyciskając usta do mojego czoła. – Nie musisz uganiać się za facetem. – wyszeptał, lekko mną kołysząc. – Jesteś śliczna w tym ubraniu ze zdjęcia, wiesz?
- A w co byłam ubrana? – uniosłam lekko brew, zamykając na moment oczy.
- Za duża bluza sportowa, leginsy, rozciągnięta koszulka i czapka z daszkiem. Oczywiście uśmiech był przecudnej urody, ale nie o to tutaj chodzi. Wiesz, uśmiech jest ważny, ale większość przedstawicieli mojej płci patrzy na to co nosisz w staniku. – uniósł lekko brew, a ja wtuliłam policzek w jego tors. – I to co masz w majtkach. – westchnął cicho, głaszcząc moje plecy. – Jednak nie każdy patrzy na wnętrze. A to właśnie wnętrze pokazuje nam to jaki człowiek jest naprawdę. Powiem ci w sekrecie, że moje wnętrze nie jest zadowalające.
Uniosłam lekko brew i popatrzyłam na niego, przygryzając wargę.
- Czemu tak sądzisz?
Uniósł lekko kącik ust, który po chwili opadł na swoje poprzednie miejsce. Po chłopaku, który twierdził jaka jestem ładna nie było śladu. Przede mną stał wyrachowany biznesmen z krwi i kości.
- Moja dusza jest ciemna jak moje włosy. – mruknął tajemniczo a mnie przeszedł dreszcz, więc jedynie skinęłam głową. – Kiedy mówię ci, że jestem zły powinnaś uciec, czemu tutaj stoisz?
- Oprócz tego, że mnie trzymasz? – uśmiechnęłam się lekko, ale jego twarde spojrzenie sprawiło, że od razu uśmiech zbladł. – Nie wyglądasz na oprycha, nie mam się raczej czego bać, jesteś miły i uczynny, masz to czego chcesz, nie wzbudzasz zbyt wielkiego obrzydzenia i dlaczego miałabym uciekać?
- Nie jestem odpowiedni, Nino. Jesteś za niewinna jak dla mnie. Zniszczę cię. – wzdrygnęłam się na dźwięk ostatnich słów. – Jestem grzechem, rozumiesz? Nie ma we mnie nic dobrego. Jestem grzeszny.
Zamrugałam kilkakrotnie, mało rozumiejąc z tego co powiedział, on natomiast westchnął i poprawił znów moje włosy.
- Pragnę cię. – powiedział cicho, wpatrując się w moją twarz. – Chociaż nie mogę niszczyć anioła. Nino, jestem złym demonem, grzechem, ja cię zniszczę, nie chcę abyś była potem zraniona, załamana, ale nie mogę przestać. Znam cię te cholerne kilka godzin, ale… - uciął na chwilę i przeczesał włosy. – Już wiem, że cię chcę. Chociaż powinnaś uciekać przede mną, ja cię pragnę. Jesteś aniołem, ja grzechem, nie mogę cię kusić, ale tak bardzo cię chcę i kurwa, nie gryź tej wargi, bo mnie rozpraszasz. – syknął na co momentalnie wypuściłam wargę. – Ja mogę ją gryźć, tylko ja.
- Tylko ty? – uniosłam brwi, przechylając głowę w bok.

- Tylko ja. – wyszeptał, łapiąc w zęby moją dolną wargę.

__________
Zapraszam do używania hashtagu #WickedPL 

Iza aka @llainkilam_  

sobota, 14 lutego 2015

ROZDZIAŁ 2

Podróż mijała spokojnie i w ciszy. Tylko czasami dało się słyszeć nasze oddechy, które nie bardzo ze sobą współgrały. Gdy ja kończyłam wypuszczać powietrze mój towarzysz dopiero je pobierał, więc wymienialiśmy się w pewnym sensie oddechami.
Kierowca siedział cicho, nawet nie grało radio i mogłam przysiąc, że ten koleś obok mnie nie lubi słuchać muzyki podczas jazdy samochodem. Jestem również ciekawa, czy on ma prawo jazdy.
Londyn o tej porze był no… mroczny. Lekko ośnieżone chodniki, które odznaczały się po obu stronach jezdni, światła samochodów przed nami, wielki budynek Graham Corporation po mojej lewej stronie i cóż, to był jeden z najbardziej oświetlonych budynków w mieście. Liczył sobie około czterdziestu pięter, podobno na samej górze było biuro szefa, jednak nikt nie miał tam wstępu. Nawet sekretarki musiały siedzieć na piętrze niżej, prezes cenił sobie prywatność.
Mojego towarzysza jednak mało obchodził malowniczy Londyn, nawet nie zwrócił uwagi na Big Bena czy Tamizę kiedy przez nią przejeżdżaliśmy, ale dla mnie to był niesamowity widok. Odkąd tutaj mieszkam nie wychodzę po zmroku z domu, Miranda za bardzo mnie nastraszyła.
- Studiuje pani, tak? – mężczyzna nagle się odezwał i wow, on umie mówić.
Skinęłam delikatnie głową, układając dłonie na moich udach i zerknęłam na niego kątem oka. Szczęka lekko zaciśnięta, usta nieznacznie rozchylone, wzrok wbity w szybę przed sobą, dłonie sztywno splecione na kolanach, co to za człowiek?
- Tak, prawo. – uśmiechnęłam się delikatnie, lecz mój uśmiech szybko opuścił usta, gdy kątem oka popatrzył na mnie.
Te brązowe ślepie sprawiło, że krew zatrzymała się w moich żyłach a potem z podwojoną prędkością zaczęła płynąć i to w przeciwną stronę.
- Chce pani być adwokatem? – nagle rozplątał swoje skostniałe palce i zaczął strzelać knykciami, zerkając na mnie z lekko uniesioną brwią.
- Nie, szczerze to chciałabym być sędzią, albo notariuszem, radcą prawnym. – wypuściłam drżący oddech i uniosłam delikatnie kącik ust.
- Nic pani nie zrobię, spokojnie. – mruknął z zamyśleniem mężczyzna, znów splatając swoje dłonie.
Pokręciłam lekko głową, po chwili delikatnie nią kiwając, na mój towarzysz uniósł brew i popatrzył za okno, marszcząc czoło.
Po mojej prawej stronie zarysowała się sylwetka jednego z najlepszych hoteli w Anglii. Hotel Azad jest stosunkowo krótko na rynku, może jakieś pięć lat, ale zdążył już dostać pięć gwiazdek a restauracja, która się w nim znajduje ma ich chyba cztery, teraz walczy o piątą.
Zmarszczyłam lekko brwi, gdy samochód zaczął zwalniać, potem skręcił obok małego klombu z kwiatami, które jeszcze się trzymały i zaczął jechać pod górkę w kierunku hotelu.
Zatrzymał się w małej wnęce tuż przy wejściu do hotelu. Od razu podszedł do nas parkingowy i zastukał w szybę.
- Nic się nie nauczył. – burknął mężczyzna obok mnie, na co moje włosy na karku stanęły na baczność. – Nie ruszaj się, niech pozna swój błąd.
Potulnie skinęłam głową i nie ruszyłam się ani na milimetr starając się z kamienną twarzą patrzeć w fotel przed sobą.
Chłopak po chwili otworzył dla mnie drzwi i wystawił dłoń w moją stronę, jednak syk dochodzący z drugiej strony sprawił, że młodzieniec cofnął rękę.
Cholera, on może być w moim wieku, czemu to jest takie trudne.
Drzwi z drugiej strony się otworzyły, mężczyzna który mi towarzyszył obszedł samochód z niebywałą gracją, jakby nic innego w życiu nie robił tylko obchodził samochodu, położył dłoń na ramieniu parkingowego i odepchnął go lekko, wyciągając wolną dłoń do mnie.
Zaciekawił mnie mały tatuaż na jego dłoni i przechyliłam głowę, wpatrując się w ptaszka. Dopiero gdy usłyszałam głośne westchnięcie postanowiłam złapać dłoń mężczyzny i wysiąść z samochodu.
Zachwiałam się jak ostatnia kaleka na szpilkach i runęłam do przodu, w ostatniej chwili zaciskając palce na marynarce mężczyzny. Uderzył mnie mocny zapach jego wody kolońskiej, perfum i żelu pod prysznic, który podrażnił moje nozdrza.
- Pierwszy raz? – uniósł lekko brew, a ja oblałam się rumieńcem i nieporadnie wyprostowałam, poprawiając sukienkę.
- Tak, preferuję buty na małym obcasie albo trampki. – westchnęłam cicho i posłałam mężczyźnie bezradny uśmiech, jednak on nic nie odpowiedział.
Złapał moją dłoń w swoją i znów włosy stanęły mi dęba, kiedy iskry przeskoczyły między naszymi palcami. Zdawało się, że on tego nie zauważył. Ruszył do środka, ciągnąc mnie za sobą, jednak nie za szybko i nie mocno, bo wiedział, że nie umiem chodzić. Jednak w tym wszystkim była pewna aluzja. Szedł przodem, żeby mi pokazać, że to on jest panem, on rządzi, a ja tylko mu się podporządkowuję i tak również było.
Drzwi do hotelu otworzył nam chłopak, który miał rozburzone, czarne włosy, miłe szare oczy i plakietkę z imieniem Colton przypiętą do jego piersi. Posłał mi delikatny uśmiech, pozdrowił mojego towarzysza i życzył miłego wieczoru w hotelu.
Wnętrze było fascynujące. Ściany od podłogi do połowy były w kolorze krwistej czerwieni, a od środka do sufitu były koloru kawy z mlekiem. Na czerwonym kolorze odznaczały się czarne wzorki, jakby arabeska, jednak nie byłam pewna, więc pozostańmy przy określeniu wzorki.
Podłoga była jakby z marmuru, tak samo jak kontuar przy którym stał mężczyzna w okularach, około pięćdziesiątki. Uśmiechnął się do nas i zachęcił ruchem dłoni, więc mężczyzna pociągnął mnie w jego stronę.
- Witam, panie Malik. – zaczął starszy mężczyzna, uśmiechając się lekko z błyskiem w piwnych oczach. – Sala już czeka, tak jak pan chciał. – poinformował, zerkając na kartkę papieru. – Musi pan iść do windy i pojechać na drugie piętro, tam czeka na pana Vanessa, która dalej pana poprowadzi. – mężczyzna zerknął na mnie i ukłonił się lekko. – Życzę miłego wieczoru w restauracji Rooftop, najlepszej restauracji w Londynie. – dokończył uprzejmie i wskazał dłonią na windę.
Ruszyliśmy znów w ciszy do windy, nawet teraz nie zwracałam uwagi na wystrój tego wnętrza, jednak moją uwagę przykuł mały znaczek na ścianie, który informował, że sala restauracji znajduje się na lewo od nas. Czemu więc jedziemy na drugie piętro?
Drzwi windy otworzyły się, wysiadło z niej kilka osób, które kiwały głowami do mojego towarzysza, jednak on im nie odpowiedział, tylko gdy odeszli wskazał dłonią abym weszła do środka, co też zrobiłam.
Oparłam się o ścianę windy na wprost drzwi i wpatrywałam się w cyferki na panelu nad drzwiami, gdy mężczyzna zajął miejsce obok mnie po tym jak winda ruszyła.
Podróż trwała może jakieś piętnaście sekund? Winda była tak szybka, że nie złapałam się dobrze poręczy a już musiałam ją puścić i wyjść z metalowej puszki.
Mężczyzna znów złapał moją dłoń w swoją, tym razem starałam się ignorować denerwujące iskierki i ruszyłam za nim w kierunku wyjścia. Korytarz był długi, jednak na końcu widziałam wielkie, brązowe drzwi przy których stała brunetka w koku, białej sukience i z nieskazitelnym uśmiechem na ustach.
- Witam, panie Malik. – zaczęła tak samo jak mężczyzna na dole, tak samo jak on ignorując mnie. Tylko ona bardziej działała mi na nerwy, starszy pan przynajmniej nie wgapiał się w mojego towarzysza jak w obrazek. – Jestem Vanessa, zapewne Patrick oznajmił panu, że mam za zadanie pokazać panu salę. Tak jak pan chciał jest przygotowana dla dwóch osób, wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Elyar będzie dzisiaj pana obsługiwać, mam nadzieję, że dobrze się spisze. – oznajmiła dziewczyna, rumieniąc się wściekle, ale mężczyzna obok mnie nawet na nią nie popatrzył. – Witamy w Rooftop, panie Malik. – mruknęła zrezygnowana, otwierając przed nami wielkie drzwi.
Rozchyliłam delikatnie usta widząc na środku wielkiej sali tylko jeden stolik z świeczką na środku, za stolikiem rozciągała się przeszklona ściana z widokiem na Londyn i o cholera, tam było widać London Eye!
Miałam ochotę pociągnąć mężczyznę za sobą, ale to chyba byłby nietakt i kompletny brak szacunku dla niego, więc stałam cicho, czekając na jakieś wskazówki.
- Dziękuję, Vanesso. Wszystko jest idealnie. – odparł po chwili, obdarzając brunetkę spojrzeniem i czemu ty przygryzasz wargę? Zmarszczyłam brwi, patrząc na tą dziewczynę i moje serce zacisnęło się boleśnie, gdy zdałam sobie sprawę, że nie dorastam jej do pięt. – Czy możesz odnieść płaszcz panny Smith? – zamrugałam kilkakrotnie, gdy smukłe palce mężczyzny zaczęły powoli odpinać guziki mojego płaszcza, kiedy wsunął dłonie na moje ramiona powoli go zdejmując i podał go dziewczynie, która tylko kiwała głową.
- Oczywiście, będzie w pomieszczeniu obok. – wskazała głową na małe drzwiczki obok i ruszyła w tamtą stronę.
Mężczyzna złapał znów moją dłoń i ruszył spokojnie w stronę stolika, zamykając za nami ciężką płytę z drewna. Im byłam bliżej tego stoliczka bym bardziej chciało mi się wymiotować ze stresu.
Odsunął mi stołek i musiałam usiąść, niestety przed oknem, tak że nie mogłam podziwiać tej pięknej panoramy. On zaś usiadł na miejscu przede mną i podparł łokcie o stolik, wpatrując się tym razem we mnie.
Przez całą podróż chciałam, żeby na mnie popatrzył, a gdy to robi mam dość i zapewne jestem jakimś burakiem, bo to spojrzenie, tych brązowych oczu, ono przeszywa na wskroś, nie możesz uciec, nie możesz oddychać, jesteś pod jego mocą, jego władaniem.
- Nino, opowiedz mi coś o sobie. – powiedział spokojnie mężczyzna, splatając palce na wysokości swoich ust.
Poprawiłam się na krześle, czując dość niekomfortowo i westchnęłam, bawiąc się dołem mojej sukienki.
- Mam dziewiętnaście lat, studiuję prawo co już pan wie, pochodzę z Manchesteru i mam starszego brata, moi rodzice są po rozwodzie, mieszkałam z matką, teraz mieszkam z kuzynką z którą pan pisał i to chyba całe moje życie. – wzruszyłam lekko ramionami, podnosząc wzrok na błyszczące oczy.
- Ile mieszka pani w Londynie? – przechylił głowę w bok jak mały szczeniaczek i uniósł delikatnie jedną brew, tą ze szramą.
- Od września, odkąd przyjęto mnie na uniwersytet. – uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Oxford? Czy może inne z tych gorszych uczelni?
- Jedna z tych gorszych, nie pamiętam jednak jej nazwy. – skrzywiłam się delikatnie, a mężczyzna skinął głową.
- Ma pani brata, opowie mi pani coś o nim? – przejechał palcem wskazującym po swojej dolnej wardze, na co ja przygryzłam swoją.
- Ma dwadzieścia dwa lata, nie uczy się, pracuje jako barman w jednym z klubów i mam tam darmowe drinki. – zaśmiałam się cicho, poprawiając zakręcone pasemka.
Mężczyzna jedynie skinął głową i przeniósł wzrok na roztrzepanego blondyna z zielonymi oczami, który stanął obok nas. Podał nam nieporadnie karty i wyjął z fartuszka notesik oraz długopis, który nie mógł włączyć.
- Co państwo zamawiają? – popatrzył najpierw na bruneta a potem na mnie i posłał mi lekki uśmiech, przez który moje policzki stały się czerwone.
Malik odchrząknął, zwracając uwagę chłopaka na siebie i zmarszczył brwi, z trzaskiem zamykając kartę.
- Łosoś. Z jakimś dobrym sosem i sałatką. Ma być dobry, macie te cztery gwiazdki. – zacisnął zęby gdy skończył mówić, a blondyn szybko wszystko zapisał, po czym przeniósł wzrok na mnie.
Westchnęłam cicho, wpatrując się w kartę, ale każde danie dla mnie to czarna magia, nie rozumiałam żadnego napisu, nie wiedziałam czy jest to dobre czy może okropne, z czego to jest, czy to wegetariańskie, wegańskie czy dla mięsożerców.
- Spaghetti. – wypaliłam po chwili, zagryzając ze zdenerwowania wargę. - Najlepsze jakie macie. – dopowiedziałam, uśmiechając się nerwowo.
Chłopak uśmiechnął się lekko, zapisał wszystko i skinął głową, po czym udał się do małych drzwi po lewej stronie.
- Spaghetti? – Malik uniósł brew a ja popatrzyłam na niego z zapewne twarzą czerwoną jak burak. – Przychodzi pani do czterogwiazdkowej restauracji i zamawia pani makaron?
Spuściłam głowę, nerwowo bawiąc się rozedrganymi palcami, skubiąc zębami wnętrze dolnej wargi, językiem obijając o zęby i kurwa, jestem taka dziwna.
On ma racje, nie nadaję się tutaj, to dla mnie za wiele, on weźmie jakąś rybę i jest wszystko dobrze, a ja nie wiem nawet jak przeczytać jakieś danie w karcie.
Bałam się go, tak samo jak parkingowy, jak kelner, chciałam mieć do niego szacunek jak Colton, Patrick i Vanessa, ale to nie był mój styl.
Wtedy to we mnie uderzyło, jak grom z jasnego nieba.
Popatrzyłam na mężczyznę, który z luźno ułożonymi na stoliku dłońmi siedział i patrzył na okno za mną.
- To pana hotel. – szepnęłam, zwracając na niego swoją uwagę. – Dlatego pracownicy się pana boją, a inni odnoszą z za wielkim szacunkiem. – pokręciłam lekko głową, przecierając oczy palcami. – To niedorzeczne, jak to możliwe?
- Nino, to normalne. Ten hotel to moje dziecko. – wzruszył delikatnie ramionami, nawet się nie uśmiechając, ciągle ta kamienna twarz, ta powaga, która powoli mnie zabija. – Mam nadzieję, że ta wiadomość nie zmieni twojego punktu widzenia, jednak ciągle dziwne jest to, że w czterogwiazdkowej restauracji nie dają niczego lepszego od marnego makaronu z sosem. – uniósł lekko brew, tym razem wpatrując się prosto w moją twarz.
- Mogłabym powiedzieć, że jest pan bezczelny, ale nie ma w tym niczego bezczelnego, jednak to byłoby dobre posunięcie. – mruknęłam, zaciskając usta. – Nie jestem nauczona chodzić do restauracji z gwiazdami, jestem dziewczyną, która pół swojego życia spędzała w McDonaldzie.
- I zapewne jadła pani Happy Meal, tak? – prychnął cicho mężczyzna.
- Jednak jest pan bezczelny. – odparowałam, unosząc wysoko brwi. – Tak, do dziesiątego roku życia. Jednak nigdy nie było mnie stać nawet na kawę w trzygwiazdkowej restauracji.
- Ma pani sukienkę Gucci, kogo chce pani okłamać? – mężczyzna pokręcił głową, lustrując mnie uważnie, aż kącik jego ust powędrował leniwie do góry. – Bez stanika, panno Smith.
Otworzyłam szeroko oczy i oblałam się rumieńcem, czerwonym jak ściany w lobby. Skąd on do cholery to wie!?
Odruchowo zasłoniłam się dłońmi, co wywołało zduszony śmiech po drugiej stronie stołu.
- Teraz ma pani prawo powiedzieć, że nie stać pani na kupno stanika. – mruknął, nalewając wina do kieliszka.
Miałam ochotę wylać tą czerwoną ciecz na jego idealny garnitur, ale zapewne będę musiała go prać, a nie mam na to czasu czy nawet ochoty.
- Wytłumaczy mi pan łaskawie, dlaczego pan mną gardzi? – syknęłam, kiedy odstawiał butelkę na bok.
Malik zacmokał i pokręcił głową, upijając łyk wina.
- To widać. – wzruszył nonszalancko ramionami, wskazując brodą na mnie. – Miseczki stanika nie odznaczają się na powierzchni sukienki, to raz. Dwa – nawet skrawek ramiączka nie wystaje spod ramienia sukienki oraz nie widać śladu ramiączka przewieszonego na szyi. Trzy, wyrażę się dość nieprzyzwoicie, ale. – odchrząknął i oblizał językiem dolną wargę, na co szybko się poprawiłam. – Właśnie. Pani sutki. Reagują aż nadto.
Jęknęłam w myślach, zsuwając się lekko pod stół, co znów spowodowało zduszony śmiech mojego towarzysza.
- Z czego pan się tak śmieje? – burknęłam urażona, starając się zamaskować moje czerwone policzki.
- Zawsze przychodzi pani bez bielizny na kolacje? – przechylił lekko głowę w bok i zamilkł, gdy podawano nam jedzenie.
Kiedy kelner ukłonił się i zniknął znów, ja zacisnęłam palce na widelcu, skupiając całą swoją uwagę na zawijaniu makaronu.
- Nie, ale ta sukienka jest za ciasna. – odparowałam, wkładając jedzenie do ust.
Malik powoli kroił swoją rybę, maczał ją w dziwnym sosie i wkładał do ust.
- Mogła pani założyć inną. – mruknął, po przełknięciu kilku kęsów swojego jedzenia.
- Miranda się uparła. – mruknęłam z rezygnacją, modląc się aby przestał drążyć ten temat.
- Miranda chodzi bez stanika? – zaśmiał się cicho, upijając łyk wina, kiedy ja beznamiętnie bawiłam się klopsikiem.
- Czasami, ale zazwyczaj ma go na sobie. -  wywróciłam oczami, a Malik mruknął nieznacznie.
- Czy pani wywraca oczami? Na mnie?
- Jak widać. – westchnęłam pod nosem, wpakowując do ust kolejną porcję makaronu.
- Jest pani bezczelna. – skwitował, oblizując usta.
- I kto to mówi?! – odłożyłam widelec na talerz, marszcząc brwi.
- Ja. – wzruszył jedynie ramionami, a ja oparłam się plecami o stołek, kręcąc głową.
Ten mężczyzna serio działa mi na nerwy, a wydawał się być ułożony, miły, ciekawy, a w rzeczywistości tylko denerwuje ludzi, dokucza ich i ocenia po okładkach.
Odebrało mi apetyt, więc siedziałam i wpatrywałam się w talerz przed sobą, wzdychając co chwila. Usłyszałam dźwięk odkładanych sztućców i było to jednoznaczne z tym, że Malik zakończył jedzenie.
Otarł kąciki ust serwetką, złożył ją i umieścił w niedojedzonych kawałkach swojego dania.
- Smakowało pani spaghetti? – zagadnął, na co zacisnęłam wargi, podnosząc na niego wzrok, ale kiedy napotkałam wyciągniętą do siebie dłoń, uniosłam brew. – Przepraszam, ma pani rację, jestem bezczelny.
Zamrugałam kilkakrotnie, kiwając delikatnie głową na znak, że rozumiem, chociaż nie, nie rozumiałam. Nie zrobił wcale nic takiego, to po prostu mnie przerosło.
Uścisnęłam delikatnie jego dłoń i uśmiechnęłam delikatnie, ale on nie odwzajemnił tego uśmiechu, wciąż patrzył na mnie z miną pokerzysty.
- Nic się nie stało, jestem przewrażliwiona. – wytłumaczyłam, zabierając dłoń.
- Może chce pani iść na spacer? W ramach rekompensaty? – uśmiechnął się teraz, a ja wzruszyłam ramionami i pokiwałam głową.
- Świeże powietrze dobrze nam zrobi. – odparłam, powoli wstając z krzesła.
- Mroźne powietrze, w rzeczy samej. – mruknął tajemniczo, a ja znów oblałam się rumieńcem.

Chodziło mu o moje sutki.

piątek, 13 lutego 2015

ZWIASTUN

Hej.
Dzisiaj przychodzę do Was ze zwiastunem, który zrobiłam. 
Gify są tak słabej jakości, że aż mnie ściska, ale jakoś nie umiem ich szukać, a zwiastuny też nie wychodzą mi już takie dobre jak rok temu no i... ech.
Ale mam też inną wiadomość.
Jak dobrze pójdzie to jutro z okazji Walentynek postaram się dodać Wam rozdział 2. 
Rozdziały będą dodawane albo co tydzień albo co dwa, zależy od tego czy będę miała czas i wenę, bo nie umiem wymyślać tak na raz całego rozdziału.
Umiem tak robić, ale nie zawsze, przykładowo muszę wcześniej wymyślić jego zarys i takie tam.
Wracając.
Oto zwiastun:
Mam nadzieję, że Wam się spodoba, no bo to jest robione specjalnie dla Was.

To na razie tyle, mam na nadzieję, że do jutra.

Iza aka @llainkilam_ 

niedziela, 8 lutego 2015

ROZDZIAŁ 1

- Tak, Harry. – zaśmiałam się, przeczesując palcami włosy. – Też za tobą tęsknię.
- Ale przyznaj, że ja bardziej. – usłyszałam po drugiej stronie i skinęłam głową, jakby stał przede mną.
- Tak, Harry, ty tęsknisz bardziej. – znów się zaśmiałam, unosząc brew z uśmiechem, który zagościł na moich ustach.
Rozsunęłam torebkę, którą trzymałam na ramieniu, telefon ustawiając między ramieniem a szyją i przygryzłam wargę, szukając kluczy od domu.
- Co powiesz, studentko? – zagadał Harry, kiedy zdmuchiwałam za długie pasma włosów z twarzy.
- Szukam kluczy, piekarzyku, a ty? – zachichotałam na swoje określenie i mogłam przysiąc, że mój rozmówca wywrócił oczami.
- Aktualnie piekę chleb, taki rumiany, pszenny o ile się nie mylę. – chłopak zaśmiał się, przez co serce w mojej piersi zaczęło szybciej bić.
Wyjęłam pęk kluczy z torebki i uśmiechnęłam się delikatnie, wsuwając klucz do zamka. Przekręciłam go, nacisnęłam klamkę i weszłam do środka, odstawiając od razu torbę pod bok.
Chłopak milczał przez cały czas, ale dało się słyszeć, że coś robi, prawdopodobnie rzeczywiście coś piecze.
- Harry, muszę kończyć, odezwę się potem. – oznajmiłam, patrząc w stronę salonu, w którym siedziała Miranda. – Do potem, kocham cię!
- Ja ciebie też! – odkrzyknął chłopak, zaśmiał się i rozłączył.
Zdjęłam ciemny płaszcz, który miałam na sobie, odwiesiłam go na jeden z wolnych wieszaków w przedpokoju i wyjęłam włosy spod kołnierza koszulki. Nachyliłam się, odwiązałam buty i odstawiłem je obok mojej torby w kącie korytarza.
Rozejrzałam się i zauważyłam, że dzisiaj jesteśmy same, co mnie lekko zdekoncentrowało i zadziwiło.
Od jakiegoś miesiąca, czyli odkąd Miranda i Sam ze sobą zerwali co dzień, lub co dwa do mojej współlokatorki, która równocześnie jest moją dość daleką kuzynką przybywa multum mężczyzn, wieku średniego, podeszłego, lub nawet młodsi od niej. Czasami są nawet młodsi ode mnie, a ja mam dziewiętnaście lat.
Poklepałam się po policzkach, aby pozbyć się nieprzyjemnego pieczenia, spowodowanego mrozem, który panował na zewnątrz. Nasunęłam buty, w których chodziłam po domu i wsuwając dłonie do kieszeni starej bluzy, ruszyłam do salonu.
Miranda od miesiąca miała dwa podstawowe zajęcia, albo a) siedziała przed laptopem i pisała na kolejnym portalu randkowym dla „singli z aspiracjami” z jakimś nowym mężczyzną, który i tak okaże się być kompletnym idiotą, albo b) siedzi w salonie z jakimś kolejnym mężczyzną, który okaże się bezprecedensowym gburem.
Dzisiaj zastałam ją z moim laptopem, w piżamie w pandy, swoim ulubionym niechlujnym koku, gryzącą paznokcie, szarpiącą rękawy i rozglądającą się dookoła.
Uniosłam delikatnie brew, podchodząc do niej i przysiadłam na kanapie obok niej.
Aktualnie przeglądała profil kogoś, kto nazywał się niazkilam i zaciekawiło mnie to, że nie ma on zdjęcia profilowego, swoich danych personalnych, ulubionych zajęć, pozytywnych cech i innych dziwactw wpisywanych na takich portalach.
- Kto to? – szepnęłam, na co Miranda wzdrygnęła się i popatrzyła na mnie nieobecnym wzrokiem, co zmroziło mi krew w żyłach.
Musiało się coś stać i to coś poważnego, nigdy nie patrzyła na mnie w ten sposób, nigdy nie drżała jej warga, nie gryzła paznokci, nie skubała rękawów swojej ulubionej piżamy.
- Mir, co jest? – wyciągnęłam do niej dłoń i zatknęłam za ucho wolne pasmo jej włosów, które wystawało z jej koka. – Coś poważnego?
Moja kuzynka jedynie pokiwała głową i zacisnęła usta w wąską linię, odwracając głowę w stronę ekranu laptopa. Nie popatrzyła na mnie, swój wzrok utkwiła w profilu niejakiego niazkilama.
- Wysłałam mu twoje zdjęcie. – wyszeptała po chwili, patrząc na mnie kątem oka.
- C..co? – uniosłam brwi, a potem je zmarszczyłam, zakładając ręce na biodrach. – Miranda, co ty wyprawiasz?! Ja nie potrzebuję partnera, ja… ja, mam studia, pracę, nie mogę teraz tego wszystkiego niszczyć, co ty sobie…
- Przypadkowo! – krzyknęła, tym samym przerywając mi mój wywód. – Chciał moje zdjęcie, okazał się być bardzo miłym facetem, ale miałam ustawione tylko nazwy zdjęć i na swoim laptopie numeruję zdjęcia tak jak ty tutaj i… pamiętałam liczbę ze swojego, zapomniałam, że jestem na twoim, a to było twoje zdjęcie i kurwa, Nina, przepraszam.
Westchnęłam cicho, wpatrując się w załamaną dziewczynę przed sobą. Zacisnęłam usta i pokręciłam głową, przeczesując bardzo powoli swoje włosy.
- Miranda, słuchaj… pokaż mi jego reakcję.
Brunetka szybko pokiwała głową, otarła oczy w których prawdopodobnie nagromadziły się łzy i szybko, drżącymi palcami włączyła rozmowę z niazkilamem.
miradams: komunikat: zdjęcie zostało wysłane
niazkilam: muszę przyznać, jest pani bardzo uroczą kobietą. Nie wyjdę na dziwaka, jeśli poproszę panią o spotkanie, po dziesięciu minutach pisania? Jeśli to nie problem, zapraszam dzisiaj na kolację. Może pani podać mi swój adres? Przyjadę po panią o 19.00. będę czekać z kwiatami pod drzwiami urodziwej pani, sądzę, że ten wieczór będzie owocny i udany. Pozdrawiam i liczę na szybką odpowiedź.
Zaśmiałam się cicho i przygryzłam koniuszek paznokcia, kiedy skończyłam to czytać. Rzeczywiście wydaje się bardzo miłym mężczyzną, dodatkowo jego słownictwo, wyrażenia, są takie… wykwintne. I co najważniejsze jest pierwszym facetem, który sądzi, że jestem urocza, to jest niesamowite uczucie, podobać się mężczyźnie, który pisze tak pięknie.
miradams: zapraszam do siebie, na West Street 114. Mam nadzieję, że pana nie przestraszę, nie wyglądam tak „pięknie” jak pan sądzi na żywo.
Miranda nie miała za złe, że to napisałam, w sumie to powinna być wdzięczna, bo pisała to osoba, do której odnosiły się komplementy. Mężczyzna odpisał niemal od razu.
niazkilam: moja droga, każda kobieta z TAKIM wyglądem wygląda TAK samo w prawdziwym życiu. Zdjęcia możliwe, że upiększają, ale nie zawsze, proszę się z tym liczyć.
Uniosłam delikatnie brew i pokręciłam głową.
- Ten facet jest dziwny, ale intrygujący. – stwierdziłam, patrząc na moją lokatorkę, która jedynie uśmiechała się słabo.
- Jest niesamowity, musisz iść z nim na tą kolację. Będziesz udawać mnie? – uniosła brew, patrząc na mnie z nadzieją w oczach.
Westchnęłam pod nosem, patrząc znów na konwersację z tajemniczym niazkilamem. Z jego sposobu pisania wynika, że jest bardzo miłym mężczyzną, takim który mógłby mi się spodobać.
- Mir, wolę być sobą, nie umiałabym cię naśladować, przepraszam. – pokręciłam lekko głową, na co ona uśmiechnęła się pocieszycielsko.
- Spokojnie, nie musisz. On idzie na kolacje z tobą, nie ze mną. – poklepała mnie po ramieniu i ruszyła na górę, ja zaś zabrałam się do dalszej rozmowy.
miradams: skąd ta pewność, mój drogi panie?
niazkilam: moja droga, każda z was nie wierzy w swoje możliwości czy urodę, a ja jestem tutaj by uświadamiać wam jakie jesteście piękne i niesamowite.
miradams: z wieloma kobietami tutaj pan pisze?
niazkilam: tak, ale zauważ, że to ty mnie znalazłaś i to ty zaczęłaś konwersację
miradams: racja, ale to pan zaproponował spotkanie w tak zwanym realu
niazkilam: jakoś tego nie żałuję. Teraz bardzo panią przepraszam, ale spieszę się na spotkanie, niech ten cudny uśmiech ze zdjęcia nie znika z pani anielskiej twarzy, do zobaczenia o 19.00.
Pisnęłam głośno, zamykając laptop i pobiegłam na górę do Mirandy, która w swoim pokoju wybierała sukienki.
- Mir, on napisał, że mam cudny uśmiech. – westchnęłam marzycielsko, opadając na jej łóżko. – Jej, to niesamowite uczucie.
- Masz Harry’ego, czyż nie? – Miranda uniosła brew, a ja się skrzywiłam.
- To kumpel, tylko kumpel. – odparłam, marszcząc brwi na jej komentarz.
Ona dobrze wiedziała, że między mną a Harrym nie ma kompletnie nic. To tylko dobry znajomy jeszcze z czasów kolonii ze szkoły. Tylko tyle. Jednak do niej to nie docierało, uparcie twierdziła, że bylibyśmy gorącą parą.
- Nina, może ty do niego nic nie czujesz, ale on do ciebie czuje i to bardzo dużo. – Miranda uniosła brew, zerkając na mnie przez ramię.
Westchnęłam jedynie i zmarszczyłam czoło, patrząc z ciekawością na sufit. Chyba nigdy nie był on aż tak interesujący jak dzisiaj.
- Więc. – zaczęła moja kuzynka, gdy usiadła na skraju swojego łóżka. – Mamy jakieś pięć godzin do twojej kolacji z Panem Wspaniałym. – wywróciła lekko oczami na swoją nazwę. – Musimy cię podszkolić. Po pierwsze, wybierzemy ładną sukienkę i dodatki, musisz zrobić jakieś dobre wrażenie.
Szybko wstała z łóżka i wyjęła z szafy dwie sukienki: jedną bordową, za kolano, dość obcisłą, drugą czarną, przed kolano, równie obcisłą jak ta pierwsza. Skrzywiłam się patrząc na jej garderobę.
- Mir, jak ty do cholery w tym oddychasz? – uniosłam brew, przekręcając się na brzuch.
Miranda jedynie wzruszyła ramionami, unosząc do góry dłoń z bordową, raz z czarną sukienką.
- To co? Pan Wspaniały chyba preferuje wykwintne dania. Czarny jest odpowiedniejszy. – wyszczerzyła się do mnie i puściła oczko, na co zakryłam twarz włosami. – Lekki makijaż, kilka pierścionków, bransoletka, naszyjnik, kolczyki, pomalujemy paznokcie i będziesz cudna! – zaśmiała się i zacmokała w moją stronę, poruszając brwiami.
Jęknęłam w duszy, zmuszając się aby podnieść ciało z wygodnego łóżka. Teraz wszystko jest wygodne i interesujące, zadziwiające. Nigdy nie byłam aż tak ociężała, leniwa, nigdy nie chciałam tak bardzo zostać w łóżku jak teraz.
Jednak gdy już usiadłam, przetarłam prawą dłonią twarz, wzięłam serię głębokim, odżywczych oddechów i popatrzyłam na kuzynkę z lekkim uśmiechem, postanowiłam jednak walczyć o względy Pana Wspaniałego.
- Wezmę tą czarną. – stwierdziłam po krótkim namyśle.
Miranda wręczyła mi wieszak z sukienką i wskazała na drzwi łazienki. Po kilku oddechach wstałam wraz z sukienką i ruszyłam do łazienki. Zdjęłam dotychczasowe ubrania, rozczesałam szybko i byle jak włosy, założyłam sukienkę i chwilę męczyłam się z zamkiem. Wzięłam głęboki oddech, po czym stwierdziłam, że nie mogę oddychać. Popatrzyłam na swoje odbicie oraz wystające spod materiału ramiączka stanika. Skrzywiłam się, rozsunęłam sukienkę, zsunęłam ją do połowy i zdjęłam stanik, po czym znów ją założyłam. Było mi o wiele lepiej, mogłam przynajmniej oddychać, ale wstydu nic mi nie zaoszczędzi.
Wyszłam z łazienki po pięciu minutach wpatrywania się w swoje odbicie. Nie jestem dziewczyną, którą można doprowadzić do podniecenia w przeciągu piętnastu minut, dodatkowo mężczyzna wydaje się być za inteligentny i posługuje się językiem, którego używają faceci około pięćdziesiątki. Chodzi o to, że nie chcę, aby w czasie kolacji on zauważył, że nie mam na sobie górnej części bielizny.
- Bez stanika, panno Smith? Zadziwia mnie pani. – mruknęła Miranda starając się naśladować ton głosu Christiana Greya.
Jęknęłam pod nosem, oblewając się rumieńcem. Cholera. Nie łatwo mnie podniecić, ale cholernie prosto jest mnie zawstydzić.
- Już znam twój sekret. – odparłam szeptem, podchodząc do toaletki.
Miranda posłała mi uśmiech, stając za mną. Usiadłam powoli na krześle, starając się nie zniszczyć jej sukienki i patrzyłam w swoje odbicie, kiedy moja kuzynka czesała mi włosy. Delikatnie je rozczesała, potem popatrzyła na mnie z lekkim zamyśleniem i skinęła głową z szerokim uśmiechem.
- Będziesz miała koka, kok na czubku głowy i wolne, zakręcone pasma tutaj na bokach. – przejechała palcami w pobliżu moich skroni. – Co ty na to?
Odchyliłam głowę i popatrzyłam na nią z lekkim uśmiechem, po czym skinęłam delikatnie głową na znak zgody.
- Rób co chcesz, żeby go tylko nie odstraszyć. – westchnęłam cicho i zamknęłam oczy, siadając wygodnie na krześle.
Gdy otworzyłam oczy Miranda stała z kilkoma wsuwkami w ustach, palcami trzymała moje włosy już uplecione w kok. Uniosłam lekko brew, patrząc na swoje włosy, ale rzeczywiście nie było tak tragicznie, wręcz przeciwnie – wyglądałam dobrze. Moja kuzynka wsuwała po kolei wsuwki w moją fryzurę, poprawiając ją, uklepując i tym podobne. Na końcu spryskała włosy lakierem i skinęła głową, na znak zakończonej pracy.
- Jeszcze tylko te pasemka. – wskazała na dwa, wolne pasma włosów, które zatrzymywały się obok moich skroni.
Zniknęła na moment w łazience, by zaraz wrócić z lokówką. Skrzywiłam się delikatnie, gdyż nigdy nie niszczyłam swoich włosów lokówkami, prostownicami i innymi, ale dzisiaj sytuacja tego wymaga.
Miranda szybko zakręciła te pasma, ułożyła je idealnie i westchnęła z zachwytem, patrząc na mnie. Poprawiła jeszcze jedną z dużych spinek, którą wpięła w mojego fikuśnego koczka.
- Teraz makijaż. – oznajmiła, przysuwając sobie krzesło obok mnie.
Westchnęłam pod nosem, ale skinęłam głową, poddając się jej zabiegom. Zamknęłam oczy, czując rozprowadzany na powiekach cień, potem robione kreski, kiedy Miranda kazała otworzyć oczy, zrobiłam to i zaczęła malować mi rzęsy tuszem, przygryzając przy tym wargę. Potem zaznaczyła moje usta błyszczykiem, dodała odrobinę cienia na powieki, chciała też dać kredkę do oczu, ale stanowczo pokręciłam głową. Zamaskowała moje niedoskonałości, poprawiła wszystko jeszcze raz i klasnęła w dłonie. Popatrzyłam na swoje odbicie i mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie, gdy ujrzałam swoje odbicie. Znów wyglądałam dobrze, jak nigdy wcześniej.
- Dać ci biżuterię? – spytała Miranda, zerkając na mnie z lekkim uśmiechem.
Pokręciłam głową, ocierając tusz z kącika oka.
- Nie, chyba będę świecić tak jasno jak gwiazda. – zaśmiałam się, kręcąc lekko głową.
Zaskoczone uniosłyśmy brwi, gdy rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Popatrzyłam na zegarek i otworzyłam usta ze zdumienia. 19.00. Przecież dopiero zaczynałyśmy… to nie może być prawda. Nie jestem gotowa.
- Miranda, to on. – jęknęłam niezadowolona, powoli wstając z krzesła.
Podeszłam do okna, uchyliłam roletę i zmarszczyłam brwi, widząc błyszczące czarne auto przed naszym domem.
- Co do… - wybełkotałam, wpatrując się w osłupieniu w auto przed naszą posesją.
Dzwonek znów zadzwonił, a ja spanikowana odskoczyłam od okna. Złapałam się za ciepłe policzki i popatrzyłam na kuzynkę, skinieniem głowy dając jej do zrozumienia, że to ona ma iść otworzyć drzwi.
Złapała jedną ze swoich bluz, założyła ją tym samym zakrywając pandę na piżamie i pokręciła głową.
- Nina, on czeka na ciebie, nie na mnie, ty musisz tam iść.
Westchnęłam przeciągle, ale cicho i skinęłam głową, gdy uświadomiłam sobie, że serio ma racje.
Odchrząknęłam, zebrałam się w sobie i ruszyłam pewnym siebie krokiem po schodach. Popatrzyłam na swoje nagie stopy i spanikowana wróciłam do pokoju.
- Daj mi szpilki! – pisnęłam, przestępując nerwowo z nogi na nogę, gdy dzwonek znów zadzwonił.
Cholera, nie pomagasz!
Miranda wyjęła szybko z pudełka parę czarnych szpilek, ubrałam je nieporadnie i pobiegłem (lub starałam się pobiec) na dół.
Znów wzięłam serię oddechów, przejrzałam się jeszcze w lustrze wiszącym na korytarzu i otworzyłam drzwi.
Na progu stał mężczyzna, około dwudziestu lat z lekkim zarostem na szczęce i policzkach, czarnych włosach wystylizowanych, bądź nie wystylizowanych, tylko pozostawionych w artystycznym nieładzie. Miał na sobie śnieżnobiałą koszulę, czarny krawat, który był idealnie zawiązany i odznaczał się na białej powierzchni oraz perfekcyjnie dobrany garnitur. W ręce zaś trzymał wielki bukiet czerwonych róż.
Popatrzył na mnie, przenikliwymi ciemnobrązowymi oczami, a mnie zabrakło oddechu i głosu. Kącik jego ust powędrował w górę, ale równie szybko jak się podniósł tak szybko odpadł.
- Chyba dobrze trafiłem, prawda? – uniósł lekko brew, na której widniała mała szrama, a ja skinęłam delikatnie głową.
Smith, weź się w garść, to tylko facet!
- T..tak. – odparłam, nerwowo skubiąc paznokcie.
- Wyśmienicie. – mężczyzna uniósł głowę i popatrzył na mnie od góry do dołu. – Wiem, że pisałem z panią Mirandą Adams, jednak pani to Nina Smith.
Rozchyliłam lekko usta, mrugając szybko oczami. Skąd on to kurwa wie!?
- Proszę się nie martwić, kolacja jest aktualna. – zapewnił, wystawiając kwiaty w moją stronę. – A te kwiaty są równie urodziwe jak pani, panno Smith.
Zarumieniłam się i kurwa, mogę przysiąc, że moje policzki były równie czerwone jak płatki tych róż. Wzięłam je niepewnie i powąchałam, zamykając na moment oczy, gdy rozkoszowałam się ich zapachem.
- Dziękuję, są piękne. – wyszeptałam, podnosząc wzrok na mężczyznę przede mną. – Mogę je odstawić do wody? – spytałam, przygryzając lekko wargę.
Mężczyzna zmarszczył brwi i pokręcił lekko głową, oblizując koniuszkiem języka swoją dolną wargę.
- Mamy rezerwację w Rooftop za dziesięć minut, niech pani da te kwiaty Mirandzie w ramach rekompensaty. – skinął delikatnie głową, a ja zdziwiona pokiwałam głową, ale zrobiłam to o co prosił.
Gdy Miranda wstawiła kwiaty do wody, przytuliła mnie i życzyła powodzenia na randce z Panem Wspaniałym, ja miałam coraz większe wątpliwości. Może ten mężczyzna to tylko kierowca a prawdziwy niazkilam siedzi w samochodzie?
Jednakże Pan Garnitur pomógł założyć mi płaszcz, podał torebkę i z gracją zszedł po małych schodkach, które oddzielały nasz dom od chodnika.
Przełknęłam głośno ślinę, bardzo powoli idąc za nim, bo cholera, ja się bałam. Bałam się, że wyjdę na idiotkę.
Nagle z samochodu wysiadł mężczyzna około czterdziestki z równie czarnymi włosami, większym zarostem i szarymi oczami. Skinął głową do Pana G i otworzył mi drzwi. Przygryzłam wargę, nieporadnie wsiadając do samochodu. Całe wnętrze było w skórze, zapewne „importowanej”. Wyglądało to jak marna komedia. On bogacz, ja biedaczka i jedziemy na randkę wypasionym SUVem przez oświetlone ulice Londynu, czy to nie banalne?
Pan G zajął miejsce obok mnie, a szarooki usiadł znów za kierownicą. Popatrzyłam na mężczyznę obok siebie, który z kamiennym wyrazem twarzy wpatrywał się w siedzenie przed sobą.
- Zastanawia się pani kim jestem, prawda? – rzekł spokojnie, nawet na mnie nie patrząc.
Skinęłam delikatnie głową nadal pod wrażeniem jego wyniosłości.
- Tak, zgadza się. – odparłam, kiedy wreszcie na mnie popatrzył.

- Jestem niazkilam. – skinął delikatnie głową, wystawiając do mnie dłoń. – Zayn Malik.